poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Niezawisłość sędziego - .słów kilka jeszcze

Tym razem zainspirował mnie komentarz do poprzedniego posta:
 
"Trochę martwi mnie sformułowanie:
 
<[...] sędzia powinien polegać na swoim przekonaniu, ale niekoniecznie odzwierciedlać w orzeczeniach swoje poglądy>.
 
To może bardzo zaszkodzić zdrowiu psychicznemu :-)"
 
Faktycznie. Popełniłam błąd polegający na tym, że użyłam synonimicznych słów, nie wyjaśniając, że w pierwszym przypadku chodzi o przekonanie sędziego co do obiektywnej słuszności orzeczenia, a w drugim o jego światopogląd.
 
Dlatego zmieniłam to sformułowanie.
 
Zdanie, które brzmiało tak:
 
"Innymi słowy, sędzia powinien polegać na swoim przekonaniu, ale niekoniecznie odzwierciedlać w orzeczeniach swoje poglądy".
 
Na zdanie, które brzmi tak:

"Innymi słowy, sędzia powinien polegać na swoim przekonaniu, co do obiektywnej słuszności rozstrzygnięcia. Natomiast niekoniecznie powinien odzwierciedlać w orzeczeniach swój światopogląd, czyli swoje prywatne zdanie na temat tego, na przykład, czy kobiety powinny łączyć karierę zawodową z wychowywaniem dzieci albo czy mężczyźni mający małe dzieci powinni zawieszać uprawianie ryzykownego hobby, jak zdobywanie ośmiotysięczników".

Uważam, że dla każdej osoby zajmującej się zawodowo interpretacją (np. przepisów) ciekawe są "przykłady z życia wzięte", na to, jak intencja autora myśli, może być, przez niego samego, zniekształcona, wskutek błędnego lub wieloznacznego sformułowania.

 
To jest ciekawe w szczegolności w kontekście stosowania wykładni językowej, jako jedynej, z uzasadnieniem, że ustawodawca wyraził wprost i jasno, i miał na myśli dokładnie to, co jest czarno na białym napisane.   
 
 

czwartek, 13 sierpnia 2015

Niezawisłość sędziego cywilisty w kontekście stabilności prawa

Zgodnie z zapowiedziami - artykuł gotowy. Publikuję wersję skróconą i u-blogowioną.

 Niezawisłość sędziego cywilisty w kontekście stabilności prawa

„Wyroki powinny być stałe, tak aby zawsze były jedynie ścisłym brzmieniem ustawy (…), a sędziowie są jedynie ustami, które wygłaszają brzmienie praw; nieożywione istoty, które nie mogą złagodzić ani ich siły ani surowości, (…) a z trzech władz władza sądowa jest poniekąd żadna”.

Monteskiusz, „O duchu praw”

 
To monteskiuszowie ujęcie jest już nieaktualne. Sędzia podlega wyłącznie Konstytucji i ustawom,[1] jednak między Konstytucją i ustawą, a wyrokiem, stoi  ocena. Gdyby nie to, trudno było by w ogóle uznać sądownictwo za władzę.

Teza 1:
Możliwość dokonania oceny jest gwarantowana przez niezawisłość.

Teza 2:
Jednolitość orzecznictwa ma wpływ na stabilność prawa.

Pytanie:
Jak zapewnić jednolitość orzecznictwa niezawisłych sędziów?

Zanim odpowiem na to pytanie, muszę postawić dwa inne:

Co może stać na przeszkodzie jednolitości orzecznictwa?
Co oznacza niezawisłość?


Co może stać na przeszkodzie jednolitości orzecznictwa?
 
Po pierwsze błędy orzekających.
Po drugie rozbieżności uzasadnialnych ocen.[2]

Błędy oznaczają wynik niewiedzy lub nierzetelności w stosowaniu prawa.
Rozbieżności uzasadnialnych ocen są natomiast normalnym wynikiem procesu podejmowania decyzji.

Popełnianie błędów nie mieści się w niezawisłości, ponieważ jest wynikiem braku fachowości albo „wypadku przy pracy”.
Natomiast rozbieżności uzasadnialnych ocen są naturalnym elementem systemu i dokonywanie rozbieżnych ocen mieści się w niezawisłości.

Co oznacza niezawisłość?

Istnieją dwie (strony) niezawisłości: zewnętrzna i wewnętrzna.

Moim zdaniem niezawisłość można rozpatrywać jako „wolność od…” oraz „wolność do…”.
 
W obszarze wolności „od” mieści się:

wolność od wszelkich nacisków i wpływów
wolność od własnych preferencji
wolność od emocji - w pewnym zakresie
wolność od ignorancji (niewiedzy)

Natomiast w obszarze wolności „do” mieści się szczególna otwartość intelektualna sędziego.

Wolność od wszelkich nacisków i wpływów

Istnieje różnica między „naciskiem”, a „wpływem”. Nacisk wiąże się z działaniami stron, uczestników postępowania, mediów, opinii publicznej, innych władz i przedstawicieli tej samej władzy - sądowniczej. Jednak działania tych wszystkich sił nie muszą i najczęściej zapewne nie przejawiają się w tym, że ktoś wchodzi do gabinetu sędziego i próbuje mu wręczyć łapówkę lub dzwoni do sędziego z sugestią, jaki wyrok powinien zapaść w sprawie. Takie naciski są łatwe do zidentyfikowania, a wskutek tego łatwiejsze do uniknięcia. Trudniejsze do zidentyfikowania i oparcia się im, są „pułapki wpływu”, niebezpośrednie i najczęściej uwarunkowane psychologicznie.

Wpływ, na przykład mediów, na sędziego, może przejawiać się w tym, że zmęczony czy mniej czujny sędzia zaczyna przyglądać się argumentom powtarzanym przez media, zanim sformułuje i przyjrzy się własnym.

Wolność od własnych preferencji

„Sędzia powinien unikać woluntarystatycznych orzeczeń tj. opierających się tylko na własnym zdaniu, bez liczenia się z różnymi uwarunkowaniami”.[3] Co to oznacza w praktyce? Oznacza to, że „sędziowie podlegają także wpływom określonej kultury prawnej oraz przyjmowanym w ich środowisku społecznym sposobom wartościowania i te dopiero elementy brane łącznie określają, jak rozumianej „ustawie” sędzia w swym orzekaniu podlega”.[4]

Nasuwa się pytanie, jak ma się zachować sędzia, kiedy społeczeństwo jest podzielone w jakiejś kwestii. Czy jego rolą jest poszukiwanie kompromisu, poddanie się woli większości czy dokonanie własnej oceny, z oderwaniem się od ocen społecznych? W takim przypadku konieczna jest zgoda na powierzenie sędziemu dokonywania tej oceny, ponieważ nie istnieje powszechność ocen i nie jest możliwa absolutna obiektywizacja ocen.[5] Możliwa jest jedynie próba zbliżenia się do obiektywnego modelu.[6]

Na pytanie, w jakim zakresie sędzia może sobie pozwolić na „luksus własnego zdania”, trzeba odpowiedzieć, że: „Chodzi (…) o to, aby poglądy sędziów nie wpływały na orzeczniczą działalność (…) choć (…) w tzw. trudnych sprawach sędzia może dokonywać wyboru pomiędzy określonymi wartościami (…) czynić to jednak powinien w sposób zobiektywizowany poprzez odwołanie się do obowiązującego porządku konstytucyjnego lub sytuacji społecznej i w określonej procedurze”.[7]

Jednym z elementów sądzenia jest aksjologia. „Kwintesencję tego stanowi (…) stara anegdota prawnicza, opowiadająca o tym, jak pewien sędzia, rozpatrując skargę na kobietę, która dolewała wodę do mleka, czyli je fałszowała, wymierzył jej najniższy możliwy wyrok, ale mieszczący się w widełkach kary. Pytany, dlaczego tak łagodnie ocenił ten czyn, stwierdził: bo sąd lubi chudy ser. To takie ludzkie zachowanie, ale w przypadku sędziego potrzebne jest w tej dziedzinie pewne wyczucie, zachowanie proporcji, a nie kierowanie się tylko upodobaniem”.[8] 

Innymi słowy, sędzia powinien polegać na swoim przekonaniu, co do obiektywnej słuszności rozstrzygnięcia. Natomiast niekoniecznie powinien odzwierciedlać w orzeczeniach swój światopogląd, czyli swoje prywatne zdanie na temat tego, na przykład, czy kobiety powinny łączyć karierę zawodową z wychowywaniem dzieci albo czy mężczyźni mający małe dzieci powinni zawieszać uprawianie ryzykownego hobby, jak zdobywanie ośmiotysięczników.
 
Czy nie prowadzi to do ewentualnej niezgodności ze sobą? Nie, „każdy zawód ma (…) coś z zewnętrznej konieczności i wymaga poświęcenia się zadaniom, których nie wybiera się pod kątem osobistego celu. (…) To zaś oznacza, że przezwycięża się to, co obce, przedstawiane przez zawód jako szczególność, którą się jest, a owo coś obcego zawód czyni w pełni własnym. A więc oddanie się ogólności zawodu wymaga zarazem tego, by umieć się ograniczyć”, to znaczy uczynić swój zawód całkowicie własną sprawą. Wówczas nie ogranicza on człowieka”.[9]

Wolność od woluntaryzmu i własnych preferencji, dotyczy, w pewnym sensie, obiektywizmu, bez wykluczenia wierności subiektywizmowi w zakresie doświadczenia i sumienia. Podkreślam, że chodzi to o „obiektywizm, w pewnym sensie”. Obiektywizm. który wynika z w ł a s n e g o  p r z e k o n a n i a   o tym, że coś jest obiektywne, a jednocześnie separuje się od w ł a s n y c h   p o g l ą d ó w  na różne kwestie.

Wolność od emocji

Można mówić, w kontekście decydowania, o wolności od emocji tylko w pewnym zakresie. Wynika to stąd, że badania z  dziedziny psychologii wydają się wskazywać, że uszkodzenie ośrodka w mózgu, odpowiedzialnego za emocje, uniemożliwia podejmowanie decyzji.[10] Dlatego nie można en bloc wyłączać udziału emocji w procesie podejmowania decyzji. Chodzi raczej o wyłączenie emocji, które odpowiadają za uleganie wrażeniom i powierzchownym osądom lub zakłócają stabilność zachowania. Innymi słowy emocje umożliwiają podejmowanie decyzji, jednak nie oznacza to, że mogą być, w przypadku sędziego, motorem przyszłych decyzji.

W tym miejscu chcę odnieść się do kontrowersyjnego zagadnienia, jakim jest rutyna. Słowo to jest używane w pejoratywnym znaczeniu, ale w świetle oczekiwanej konieczności nieemocjonowania się przez sędziego warto się przyjrzeć, na czym polega i czemu służy rutyna. Skorzystam z pewnej analogii. Otóż w szachach, mimo, iż jest niezliczona ilość kombinacji ruchów, można rozpoznać pewne schematy ustawienia bierek (figur) na szachownicy. Szachista, aby grać sprawnie, myśli tymi schematami, podejmując decyzję, jaki ruch wykonać w konkretnej, rozgrywanej partii. Podobnie jest z sędziami: Myślą instytucjami prawnymi, jak szachiści schematami szachowymi, co nie przeszkadza im skupić się na aktualnie rozstrzyganej sprawie, jako wymagającej wzięcia pod uwagę konkretnych, indywidualnych okoliczności.

Rutyna kojarzy się pejoratywnie, ponieważ kojarzy się z automatyzmem w działania, a to z kolei z brakiem indywidualnego podejścia. Nikt nie chce być traktowany jako jeden z wielu „przypadków”. Jednak profesjonalizm w dużej mierze opiera się na rutynie wynikającej z doświadczenia. Indywidualne podejście i empatia kojarzą się „przyjemnie” jednak nikt rozsądny nie odpowie twierdząco na pytanie, czy chciałby być operowany przez rozemocjonowanego chirurga. Woli takiego z chłodną głową i pewną ręką, będącymi wynikiem pewnej rutyny.
 
Wolność od ignorancji i niewiedzy

Najpewniejszym oparciem dla niezawisłości jest profesjonalizm, głęboka wiedza, bogate doświadczenie życiowe i zawodowe oraz wysoki poziom kompetencji. W tym miejscu wolność od ignorancji łączy się z drugim obszarem niezawisłości, który określiłam wolnością „do…”.

Umiejętność stosowania przepisów do konkretnych przypadków, wymaga nie tylko wiedzy prawniczej, ale także wiedzy z dziedziny, której dotyczącą fakty danej sprawy. Oczywiście sędzia, który orzeka w szerokim spektrum spraw, nie może specjalizować się w każdej dziedzinie wiedzy i życia, których dotyczy wydawane orzeczenie. Jednak musi zrozumieć materię, do której stosować będzie prawo. W takiej specyficznej sytuacji zawodowej konieczna jest otwartość nie tyle na wiedzę, co na dowiadywanie się. Można to określić mianem dociekliwości.
 
Obserwując sale sądowe widzę, że są sędziowie, którzy, korzystając z tego, że mają na sali architekta, lekarkę czy przedszkolankę, dążą do tego, aby się dowiedzieć więcej o materii, w której ci są fachowcami.[12]

Drugim istotnym elementem metody prawnika, w tym sędziego, jest otwrtość na kwestionowanie własnej wiedzy. Ten drugi element metody jest konieczny, ponieważ człowiek nie zawsze „wie, że nie wie”, lub że jego przekonania są błędne. Na falsyfikowanie twierdzeń składa się w szczególności poszukiwanie informacji.  „Okoliczność, że sędzia ma wiadomości z danej dziedziny, nie zwalnia sądu od przeprowadzenia dowodu z opinii biegłego (…) pozbawiałby (…) w ten sposób strony możliwości stawiania pytań i krytyki określonego poglądu. Własne wiadomości specjalne mogą tylko sądowi ułatwić ocenę opinii biegłego”.[13] Z drugiej strony „sąd nie jest związany opinią biegłego i powinien ją ocenić na równi z innymi środkami dowodowymi w ramach swobodnej oceny dowodów. Bezkrytyczne przyjęcie opinii biegłego prowadziłoby do możliwości rozstrzygnięcia sprawy przez biegłego, a nie przez sąd”.[14] Wiedza własna sędziego pozwala mu oceniać opinie biegłych.

Niezawisłość, jako wolność „do…”

Drugi obszar niezawisłości to obszar wolności „do” - do samodzielnego myślenia, do profesjonalizmu w procesie decydowania, do wewnętrznej integralności i do odwagi cywilnej. Sędzia musi być otwarty intelektualnie.[15] „Niezawisłość jest świadomym wyborem zdania się na własny indywidualny, intelektualny wysiłek ustalania stanu faktycznego, znalezienia adekwatnego przepisu prawa, dokonania jego wykładni z uwzględnieniem wszystkich możliwych wariantów interpretacyjnych, odkodowania normy prawnej z uwzględnieniem nie tylko określonej treści przepisu, ale także założonej aksjologii”.[16]

A kto będzie pilnował strażników? – relacja niezawisłości do kontroli

Sed quis custodiet et Ipsos custodes[19]  - „a kto ma dozorować tych, którzy dozorują”, „a kto pilnować będzie strażników”. Tymi słowami można zilustrować dylemat: jak znaleźć równowagę między niezawisłością sędziów, a odpowiedzialnością za wymiar sprawiedliwości?

Z jednej strony, musi istnieć forma kontroli, nie narażająca na szwank niezawisłości, a z drugiej strony ta kontrola musi się kiedyś, w jakimś miejscu i momencie, zakończyć, prawomocnym orzeczeniem. Temu służy kontrola judykacyjna i dodatkowa kontrola Sądu Najwyższego, w postaci orzeczenia będącego wynikiem skargi kasacyjnej.

„Wieloinstancyjność sądów nie jest więc instytucją nadzorującą, powołaną w obawie przed nieuczciwością i niesumiennością sędziów. Istotą jej jest raczej wspomaganie niezwykle trudnego działania, jakim jest sprawiedliwe wprowadzanie prawa w życie”.[20]

Jak sami sędziowie odczytują kontrolę judykacyjną, w kontekście niezawisłości? Mówią tak:

„Nie ma sprawy, co do której wyroku nie byłbym pewny. To nie znaczy, że one nie są zmieniane, nieraz uchylane, ale każda sprawa jest wynikiem mojego dogłębnego  przemyślenia”.[21]

 „Sukces? Liczy się dobry pomysł prawny na sprawę. Nawet uchylony wyrok może być sukcesem”.[22]

„W sprawach cywilnych jest wiele odwołań, bo w sprawie cywilnej możliwe są różne oceny”.[23]

„Odraczam publikację. Nie pozwalam sobie na błąd, licząc, że apelacja poprawi”.[24]

„Czasem ogłaszam wyrok i widzę w ludziach poczucie krzywdy. Trzeba się z tym zmierzyć. Bo nie wiem, czy to wynika stąd, że tak wierzyli w swoje racje, czy też dałam wiarę zeznaniom, która miała sprawniejszego pełnomocnika. Albo była bardziej zapobiegliwa i umiała zabezpieczyć na jakimś etapie swoje interesy, zrobiła dokumentacja, a oni liczyli na dobrą wolę, której nie było. Mam potem taką nadzieję, że złożą apelację, może skład trzyosobowy się pochyli bardziej doświadczony i czegoś się doszuka. Wciąż się zastanawiam, może dlatego, że orzekam nie tak długo, bo inni mówią, że już się nie zastanawiają”.[25] 

 „Wiem, że robię rzeczy ważne dla ludzi. Bo chociażby procesik był śmieszny, w bardzo drobnych sprawach, to przecież ludzie, którzy tu przychodzą, nie uznają ich za małę i śmieszne, bo by sobie nie robili tej fatygi i występowania do sądu. Uważam, że robię coś naprawdę wyjątkowego. I to mi towarzyszy zawsze. I to wysokie poczucie odpowiedzialności. Poczucie – nie chciałabym być źle zrozumiana – w dużym cudzysłowiu „władzy”. Nie władzy, że robię, co chcę, ale że rozstrzygam, że decyduję. Nie czuję przywileju władzy, ale ciężar władzy. To nie są czynności od-do. To jest dla mnie bardzo ważne”.[26]

Jakie wnioski można wyciągnąć z tych wypowiedzi?

Nie ulega wątpliwości, że sędziowie nie traktują kontroli judykacyjnej „osobiście”, jako personalnej ingerencji  w pracę orzeczniczą konkretnego sędziego, ale jako narzędzie systemowe, służące korekcie orzeczenia. Nie traktują uchylonego orzeczenia jako krytyki ich jako osoby czy jako ataku na ich pogląd, lecz jako wyrażenie oceny sprawy i dokonanie ewentualnie innej, także uzasadnianej, oceny, z którą nie muszą się godzić. Wynika to ze specyfiki spraw, w których odmienność ocen jest normą, a nie wyjątkiem – spraw cywilnych. Niekiedy wręcz mają poczucie ulgi, że sprawa zostanie sprawdzona, choć jednocześnie nie zwalniają się z odpowiedzialności za nią, wiedząc, że orzeczenie nie musi być zaskarżone, więc moment korekty może nie nadejść. Mają wysokie poczucie odpowiedzialności za swój wyrok.

Wierność orzecznictwu

Z art. 178 ust. 1 Konstytucji RP oraz art. 60 u.p.u.s.p. wynika, że sędzia ma być wierny Konstytucji, ustawie i sumieniu. Rozważając relację między niezawisłością sędziego w orzekaniu, a stabilnością prawa w postaci jednolitości orzecznictwa, warto postawić pytanie o to, czy sędzia powinien być wierny także orzecznictwu.

Z jednej strony korzystanie z orzecznictwa mieści się w tym warunku niezawisłości, jakim jest wiedza wynikająca z oczytania i studiowania („wolność od ignorancji”, „wolność do otwartości intelektualnej i dociekliwości”). Z drugiej strony awans sędziowski zależy m.in. od skuteczności orzekania, rozumianej jako utrzymywanie się orzeczeń w ramach nadzoru instancyjnego. W literaturze zauważa się, że „skutkiem takiego mechanizmu jest funkcjonowanie swoiście pojętego <prawa precedensowego>, tym bardziej wątpliwego, że obecne środki techniczne dają możliwość korzystania z obszernego orzecznictwa wątpliwej jakości choćby z tego powodu, że jest ono na ten użytek w różny sposób selekcjonowane”.[27]

Wyjaśniłam wcześniej, że nadzór judykacyjny nie może być traktowany jako nacisk czy wpływ zagrażający niezawisłości, ponieważ jest jedynie mechanizmem samokontrolującego się systemu. W przypadku jednak konsekwentnych uchyleń „siła perswazji” wydaje się być bardziej bezpośrednia:

„Zdarza się, że coś stale robię, ale sądu apelacyjnego nie mogę przekonać. Też w końcu zmieniam praktykę”.[28] 

Jednak nie można jej demonizować, ponieważ, jak mówi ten sam sędzia:

„…A czasami sam dochodzę do wniosku, że to była zła praktyka, choć orzeczenia utrzymywały się w apelacji”.[29]

Podobnie:

„Musimy kłaść nacisk na sumienność w analizowaniu sprawy, nie patrząc na wynik – w sensie akceptacji przez organ wyżej instancji”.[30]

Poza tym trudno uznać za „wpływ”, w sensie naruszenia niezawisłości, sytuację, w której sędzia, w trakcie zapoznawania się z orzecznictwem, zmienia swoją decyzję wobec konsekwentnego orzecznictwa Sądu Najwyższego.

Warto zwrócić uwagę na to, z jakiego sądu pochodzi to orzecznictwo: rejonowego, okręgowego, apelacyjnego czy Sądu Najwyższego. Istnieje bowiem różnica ról tych sądów. O ile orzecznictwo sądu rejonowego, okręgowego czy apelacyjnego może być inspiracją, o tyle orzecznictwo Sądu Najwyższego, z uwagi na szczególną rolę tego Sądu w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości (zapewnianie jednolitości orzecznictwa), może być czymś więcej: punktem odniesienia.[31]
 
Akty stosowania prawa charakteryzuje rozproszenie orzekania w podobnych sprawach, jednak właśnie Sąd Najwyższy, w ramach roli gwaranta jednolitości prawa, ma temu zapobiegać do pewnego stopnia. „Przy wszystkich luzach wyboru decyzji, jakie ustawa pozostawiać może sędziemu (…) pewna jednolitość orzecznictwa jest warunkiem nieodzownym należytego funkcjonowania społeczeństwa i stąd stanowi ona co najmniej instrumentalną wartość, która w jakiejś mierze może równoważyć wypadki rozstrzygnięć w pełni zgodnych ze stosowanym prawem, ale rozstrzygnięć, które w danym wypadku uznajemy za niesłuszne”.[32]

W odwoływaniu się do orzecznictwa należy – podobnie jak przy stosowaniu prawa w ogóle – zachować pewien standard. Pojęcie standardu, w kontekście stosowania prawa, charakteryzuje Ewa Łętowska, mówiąc, że „standard to pojęcie, które odnosi się do wzorca zachowania. (…) System prawa składa się zarówno z przepisów, jak i ukształtowanego standardu”.[33] Tłumaczy, że „może być na przykład prawo, które ma bardzo piękne potencjalne możliwości, ale na skutek powtarzalnej, źle ukształtowanej praktyki, standard ochrony przyznawanej przez to prawo jest znacznie niższe niż to, co w tym prawie tkwi”.[34] Odwoływanie się do orzecznictwa też może odbywać się w różnym – niskim lub wysokim – standardzie. Sędzia wskazuje tu na wpływ środków informatycznych na proces decyzyjny i jego przebieg:

 „Publikowanie orzeczeń może być ryzykowne – w jaki sposób sędziowie z nich korzystają? Proces myślowy może być powierzchowny, może dojść do kopiowania orzeczeń. Portale orzeczeń mogą służyć do wielu rzeczom: oportunizm, lenistwo, koniunkturalizm, sprawdzanie swojego sposobu myślenia, bez odwzorowywania. (…) Do ujednolicania orzecznictwa jest Sąd Najwyższy. Pytanie prawne, a nie inne orzeczenie. Nie precedens, ale prawo stanowione”.[35]

Zadałam sędziom pytanie o to, czy porównują rozstrzygane sprawy z innymi, wcześniej prowadzonymi. Odpowiadając na to pytanie, odnieśli się zarówno do korzystania z doświadczenia ze swoimi sprawami, jak i do korzystania z orzecznictwa innych sądów:

„Trzeba trzymać się orzecznictwa, ponieważ chodzi o pewność strony i pełnomocników. Niedobrze, jak jeden skład sędziowski orzeka tak, a drugi inaczej. Przykładowo, kilka osób złożyło pozew, uzyskało korzystny wyrok i oddalono apelację ich oponenta. Pozostali, będący w podobnej sytuacji, poszli za ich przykładem i sąd rejonowy orzekł tak samo, jak poprzednio, ale apelacja nie podzieliła tego stanowiska, więc ta druga grupa ludzi odeszła z kwitkiem i jeszcze poniosła koszty. Nie może być tak, że jeden skład orzeka w taki sposób, a drugi inaczej, w tych samych okolicznościach. Dlatego staram się iść za orzecznictwem Sądu Najwyższego, no, chyba, że to się tak kłóci z moim poczuciem sprawiedliwości, że się nie da”.[36]

„O ile szczegółów spraw nie pamiętam to takie generalne swoje podejście się pamięta”.[37]

„Jak się raz podejmie decyzję, to później już z reguły nie ma ani czasu ani chęci na ponowną refleksję. Naprawdę musi być dobry pełnomocnik, który zmusi sędziego do ponownej refleksji nad problemem, o którym sędzia już kiedyś myślał”.[38]

„Zapomina się o załatwionej sprawie, ale pamięta się doświadczenie. Bez sięgania do wcześniejszych spraw”.[39]

„Pod względem stanu prawnego porównuje się. Pamięta się orzeczenia Sąd Najwyższego lub własne. Pamięta się, jakie elementy stanu faktycznego potrzeba wyłuskać dla potrzeb orzeczenia, które wiem, że będzie miało w tej sprawie zastosowanie”.[40]

„Mam osobne akta wewnętrzne i złote myśli”.[41]

„Działam jak naukowiec, czytam orzeczenia. Wiedza pomaga. Daje luz”.[42]

„Przykładowo, skąd się bierze kwoty zadośćuczynienia? To są już wypracowane w orzecznictwie SN kryteria, które się bierze pod uwagę przy zasądzaniu zadośćuczynienia: w pierwszej kolejności stopień i trwałość doznanego uszczerbku na zdrowiu, zakres uszkodzeń ciała, zakres cierpień o charakterze fizycznym, psychicznym, długotrwałość, intensywność, proces rehabilitacji, zmiany czy konsekwencje uszkodzeń i zmiany w życiu takiego człowieka, dotychczasowy tryb życia, wiek poszkodowanego. Tych kryteriów jest masa, które trzeba wziąć pod uwagę, z tym iż wychodzę z założenia, że to zadośćuczynienie powinno stanowić taką odczuwalną wartość, ono nie może być symboliczne. Innymi słowy jeśli ktoś domaga się zadośćuczynienia i te okoliczności, które zostaną ustalone co do zasady dają podstawę do zasądzenia, to nie widzę powodu, żeby jakoś tam to miarkować, zmniejszać, chyba, że ktoś ewidentnie nie doznał w istocie żadnej krzywdy, a próbuje się tą metodą wzbogacić. Tu znowu rola sądu II instancji jest bardzo ograniczona, dlatego, że sąd okręgowy może zmienić wysokość zadośćuczynienia tylko wtedy, kiedy jest rażąco niskie lub rażąco wysokie. To jest kompetencja sądu pierwszej instancji, co do zasady”.[43]

„Myśli się: ja bym to zrobił inaczej i zastanawiam się, czy w związku z tym nie uwzględnić apelacji. Pewnie, że stykamy się tutaj z takimi sprawami, z jakimi mieliśmy do czynienia przed sądem pierwszej instancji. To w jakiś sposób rzutuje, to jest nasze doświadczenie, to jest nasza metodyka pracy. To, że się jest w sądzie II instancji nie znaczy, że człowiek nie ma jakichś poglądów, czy nie rozpoznawał w I instancji podobnych spraw. Wręcz przeciwnie. Pewnie, że się człowiek do tego odwołuje. (…) To, że przechodzimy do II instancji, (…) to jest jakaś kontynuacja”.[44]

Jednocześnie od dobrego standardu odbiega sytuacja, w której sędzia nie korzysta z orzecznictwa, ponieważ nie ma czasu go studiować:[45]

„Z warsztatem polegającym na znajomości doktryny i orzecznictwa, bywa różnie. Taka sytuacja, że siadam, czytam całość orzeczeń, sprawdzam, czy coś ciekawego, nowego się nie pojawiło, że mogę poczytać komentarz – to jak problem jest bardzo poważny. To odosobnione sytuacje. Dopóki problem nie jest poważny, to do orzecznictwa nie ma czasu sięgać. Patrzę na przepis, i jest tak i tak – to orzekam tak i tak”.[46]

Ten sam sędzia dodaje jednak:

„Jeśli strona powołuje się na sensowne argumenty i to ma ręce i nogi, to nie jest możliwe, żebym ja, nawet przy tym natłoku spraw, nie przeczytała wszystkiego, co mi się uda znaleźć na ten temat. Poza tym orzecznictwo SN jest przecież przełamywane. I zdarzają się orzeczenia w jedną i drugą stronę. Na szczęście SN zbiera się w sobie i wydaje uchwałę podsumowującą”.[47]

Cytowane wypowiedzi świadczą o tym, że, po pierwsze sędziowie widzą sens w trzymaniu się orzecznictwa, zwłaszcza Sądu Najwyższego, jednak do granic, w ramach których ich osobiste i wewnętrzne przekonanie im na to pozwala.

Po drugie pamiętają nie tyle poszczególne sprawy, co raczej swoje doświadczenie z danym zagadnieniem prawnym i swoje podejście do określonej kwestii prawnej. Przyznają, że trudno następnie zmienić to podejście, jeśli strony nie zaprezentują mocnej argumentacji na nowe podejście. Jednocześnie pamiętają o tym, że o zastosowaniu konkretnego rozwiązania, decydują ostatecznie fakty danej sprawy.

Stosunek sędziów do orzecznictwa innych sądów, można oddać słowami malarzy, którzy określają swój stosunek do malarstwa innych malarzy:

Gdy mowa o opieraniu się na orzecznictwie innych sądów, jako inspiracji, można zacytować słowa Henry’ego Matissa: „Moją sztukę zawdzięczam wszystkim malarzom”;[48]

Kiedy mowa o docenieniu cudzego orzecznictwa, przy zachowaniu jednak swojej odrębności, można to także oddać słowami Henry’ego Matissa: „Gdybym nie malował tak, jak maluję, malowałbym jak Picasso”.[49]

Natomiast kiedy mowa o krytycznym podejściu, w eleganckiej lecz wymownej formie, można użyć słów Picassa, gdy krytycznie oceniał Braqu’a wywieszone na wystawie: „Dobrze powieszone”.[50]

 
Podsumowując, nie można stwierdzić, że sędzia powinien być „wierny” orzecznictwu, natomiast należy stwierdzić, że powinien wypracować standard korzystania z orzecznictwa, taki, aby korzystanie to stanowiło sposób inspiracji, a nie używanie „gotowców”.

 
Konkluzja:

Badając relację między niezawisłością sędziego, a dążeniem do jednolitości orzecznictwa, doszłam do wniosku, że  niezawisłość składa się z różnych wolności. Wolność „od” oznacza wolność od nacisków i wpływów, wolność od woluntaryzmu i arbitralności, wolność od emocji i wolność od ignorancji. Wolność „do” oznacza przede wszystkim wolność polegającą na otwartości intelektualnej, przejawiającej się na różne sposoby. Granicę między niezawisłością, a kontrolą, ilustruje słynne pytanie: „a kto pilnować będzie strażników”. Dylemat zakodowany w tym zdaniu polega na tym, że z jednej strony trzeba dysponować instrumentami pozwalającymi na uniknięcie błędów lub nie dających się pogodzić rozbieżności ocen, a z drugiej na jakimś etapie trzeba wreszcie przestać kontrolować i pozwolić oceniającemu dokonać oceny ostatecznej. A kontrola judykacyjna jest elementem samokontroli systemu, i nie może być traktowana jako ingerowanie czy moderowania działania orzeczniczego poszczególnych sędziów.  A na pytanie o to, w jakim stopniu sędzia powinien być „wierny orzecznictwu” – swojemu lub innych sądów, doszłam do wniosku, że wierność orzecznictwu jest dla sędziów pewną wartością, związaną z gwarantowaniem stronom stabilności wymiaru sprawiedliwości i jego przewidywalności, jednak do granic, poza którymi czuli by, że orzekają wbrew sobie. Wskazałam jednocześnie na problem istnienia pokusy traktowania publikowanego orzecznictwa, jak „bryków”. Problem ten jest sygnalizowany przez samych sędziów, którzy obawiają się wytworzenia się złego standardu korzystania z orzecznictwa. Kluczowym pojęciem staje się „standard”, przez który należy rozumieć pewne wzorce zachowania, które, obok przepisów, kształtują wymiar sprawiedliwości.

 




[1] Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom”. Art. 178 ust. 1. Konstytucji RP.
[2] Przez “uzasadnialne” oceny, rozumiem oceny niearbitralne, poparte argumentacją wyrażoną w uzasadnieniu, dającą się zaakceptować w przyjętym systemie wartości i punktów odniesienia.
[3] K. Gonera, Niezależność i niezawisłość sędziowska jako podstawa państwa prawa. Wewnętrzna (intelektualna) niezależność sędziego [w:] Niezależność sądownictwa i zawodów prawniczych jako fundamenty państwa prawa. Wyzwania współczesności, (red. nauk.) T. Wardyński, M. Niziołek, s. 90
[4] Z. Ziembiński O pojmowaniu sprawiedliwości, Lublin 1992 r., s. 127-128
[5] Por. E. Rott-Pietrzyk, Klauzula generalna rozsądku w prawie prywatnym, Warszawa 2007, s. 291 i przypis 95
[6] Por. R. Rott-Pietrzyk, op. cit. s. 291
[7] K. Daniel, Normatywny i społeczny obraz sędziego [w:] Sądy w opinii społeczeństwa polskiego, (red.) M. Borucka – Arctowa, K. Pałecki, Kraków 2003 r. s. 123
[8] E. Łętowska w rozmowie z Krzysztofem Sobczakiem, Rzeźbienie państwa prawa 20 lat później, Warszawa 2012 r.,  
[9] H. G. Gadamer, Prawda i metoda, Warszawa 2013 r., s. 40
[10] Por. m.in. badania opisane przez A. Damasio w książce „Błąd Kartezjusza”, Poznań 2002 r.
[11] Edouard Manet, „Pędzlem i piórem”, (wyd i rok), cytat nr 130
[12] Ma to dodatkowy wymiar – fachowiec rozprawiający o swoim fachu rozluźnia się, zapomina o swojej roli świadka i w ten sposób staje się bardziej wiarygodny. Sędziowie mogą mieć zastrzeżenie: nawet jeśli to pożyteczna praktyka, to gdzie znaleźć na to czas? W szczególności, gdy wewnętrznym zarządzeniem w wydziale musi być co najmniej 9 spraw na wokandzie. To zagadnienie poruszę w artykule dotyczącym czas pracy sędziego.
[13] T. Ereciński, J. Gudowski, J. Iwulski, op. cit. s. 553
[14] T. Ereciński, J. Gudowski, J. Iwulski, op. cit., s. 554 i powołani przez niego: J. Sehn, Dowód z opinii biegłych w postępowaniu sądowym, „Nowe prawo” 1956, nr 3; W. Ossowski, Uwagi o korzystaniu z biegłych w sprawach cywilnych, „Nowe prawo” 1960, nr 10; S. Włodyka, Zagadnienia dowodowe w nowym k.p.c., „Nowe prawo” 1966, nr 1; S. Rejman Dowód z opinii biegłego w postępowaniu cywilnym, Warszawa 1967, K. Jaegermann, S. Kłys, Rola biegłego w sądowym stosowaniu prawa, „Nowe prawo” 1989, nr 11-12
[15] K. Gonera, op. cit. s. 93 przypis 9
[16] K. Gonera, op. cit. s. 91
[17] K. Gonera, op. cit. s. 91
[18] K. Gonera, op. cit. s. 94
[19] Juwenalis, Satyry, VI, 347 (ok. 115 n.e.).
[20] M. Najda, T. Romer, op. cit., s. 25
[21] Wywiad 10, SSR (cytowane wypowiedzi sędziów pochodzą z wywiadów prowadzonych z nimi w ramach projektu badawczego przeprowadzonego przez autorkę pt. „Kompetencja sędziego do podejmowania decyzji jako warunek skuteczności wymiaru sprawiedliwości w sprawach cywilnych”).
[22] Wywiad 1, SSO
[23] Wywiad 2, SSO
[24] Wywiad 9, SSR
[25] Wywiad 52, SSR
[26] Wywiad 64, SSR
[27] Z. Czarnik, Prawotwórcza rola sądu a dyskrecjonalność sędziowska, [w:] Dyskrecjonalna władza sędziego, zagadnienia teorii i praktyki, (red.) M. Dębiński, R. Pelewicz, T. Rakoczy, Tarnobrzeg 2012 r., http://tarnobrzeg.so.gov.pl/sites/default/files/Dyskrecjonalna%20władza%20sędziego%2C%20Tarnobrzeg%202012_0.pdf
[28] Wywiad 5, SSO.
[29] Wywiad 5, SSO.
[30] Wywiad 3, SSO.
[31] W przypadku uchwał o mocy zasady prawnej to nawet musi być punktem odniesienia.
[32] Z. Ziembiński „O pojmowaniu…”, op. cit., s. 128
[33] E. Łętowska, op. cit., s. 12 i 13
[34] E. Łętowska, op. cit., s. 12
[35] Wywiad 84, SSO.
[36] Wywiad 4, SSR.
[37] Wywiad 5, SSO
[38] Wywiad 5, SSO
[39] Wywiad 9, SSR.
[40] Wywiad 10, SSR.
[41] Wywiad 1, SSO
[42] Wywiad 1, SSO
[43] Wywiad 85, SSO
[44] Wywiad 85, SSO
[45] Ilość pracy przypadająca na sędziego, czy to w sensie ilości spraw czy w sensie ilości zadań wykonywanych w ramach „obsługi sprawy” odpowiada za obniżenie standardu. Sędziowie wskazują w wywiadach, że chcieliby i czują, że powinni poświęcić sprawom więcej czasu, jednak, wskutek ilości spraw lub rodzaju zadań, jest to niemożliwe.
[46] Wywiad 4, SSR.
[47] Wywiad 4, SSR.
[48] Henri Matiss, ”Pędzlem...”, op. cit., cytat nr 212
[49] Henri Matiss, ”Pędzlem...”, op. cit., cytat nr 243
[50] Pablo Picasso „oceniając” wystawione obrazy Braque’a, „Pędzlem…”, op. cit., cytat nr 40