poniedziałek, 4 grudnia 2023

Jest taki luksus nie dla sędziów

Praca zawodowa, dla klientow i praca naukowa, wspólnie kreują największy luksus prawnika. 

Polega on na tym:

Praca naukowa pozwala wgryźć się w temat. Naszkicować tezę (jako twierdzenie) lub hipotezę (jako zadane sobie pytanie). Rozwiązać problem po swojemu. Przejść przez monografie. Poszukać komentarzy, opinii orzeczeń. I konkluzje ubrać w słowa w jednym arkuszu wydawniczym lub jego połówce. Tyle, ile powinien mieć zgrabny artykuł naukowy. 

Zwykle na początku ma więcej znaków i stron, ale jeśli zastosować radę Profesora J.S., to głównym zadaniem jest na tym etapie - skreślać. Najpierw 15 % procent tekstu, a potem jeszcze ile się da. Żeby dojść do tekstu na miarę konstrukcji zbudowanej ze złotych myśli. To nie Profesor J.S., to już ja sobie dopowiadam.  

Praca zawodowa pozwala rozgryźć zagadnienie. Praktyczny problem, ktory trzeba rozwiązać, za pomocą analizy brzmienia przepisów, ich wykładni systemowej, celowościowej, a nawet histrycznej, sięgającej do ewolucji regulacji. Dobrać pomysły z adekatwnego orzecznictwa. Przeglądem monografii zapwnić sobie kompletność pomysłu na rozwiązanie. Wszystko to bardzo praktyczne, bo nie wydumane, tylko z życia wzięte, można by rzec, żywcem.

Każda z tych działalności, praca naukowa i zawodowa, osobno, mają pewne wady. Najkrócej ujmując naukowej brakuje "z życia wzięcia", a zawodowej brakuje czasu na wgryzanie się do korzeni. Bo trzeba zachować umiar między badaniem, a wynikiem, klient nie może płacić za dodatkowe przyjemności prawnika - jamnika, ktory wkopuje się w ziemię bez wzgledu na czas i środki, żeby dorwać krecika satysfakcji z wiedzy.

Ale de dwie aktywności razem, czyli kiedy są przeplatane w życiu prawnika, tworzą doskonały duet. Dlatego, że się wzajemnie karmią, dostarczają paliwa i materiału. Praca naukowa wykonana kiedyś tam, procentuje dla klienta. Praca zawodowa dostarcza naukowej pomysłów i rozwiązań z pierwszej linii frontu. Ich łączenie daje wartość wyższą, niż warta jest każda z osobna.

Warunkiem dostępu do takiego luksusu jest to, że można zaplanować, ile prowadzi się spraw, ilu klientów się obsługuje, a ile czasu trawi się zdarzenia i książki, w bibliotece. 

Ergo: Taki luksus nie dla sędziów. Oni nie mogą wybrać, ile prowadzą spraw. Nie mogą więcej poczytać, pomysleć, pouczyć się, powyobrażać sobie, kosztem ilości pozycji w repertorium, ktore zalegają i które są do załatwienia.

Ze szkodą dla stron.

Jakie jest rozwiązanie pozwalające sędziom na ten luksus, o ktorym piszę. Ktory, o czym jeszcze nie wspomnialam, gdyby przysługiwal sędziom, automatycznie przysługiwałby stronom, w postaci bombonierek pięknych, czystych, doskonalych jakościowo - wyroków.

Ja widzę konieczność połączenia kilku lementów, żeby tak się stało:

1. Dopasować ilość sędziów do ilości spraw, na podstawie wyliczeń, iloma sprawami może zając się sędzia, żeby mógł w sprawie pogrzebać przynajmniej na te 20 centymetrow w głąb, a nie tylko głaskać ją po wierzchu;

2. Część spraw (zależnie od wagi) przekazać quazi - sądom w pierwszej instancji, w których zasiadaliby ludzie z przygotowaniem mediatora. Nie, nie chodzi o mediacje. Chodzi o sąd wykształconych negocjatorów i mediatorów. 

3. Zapewnić sędziemu stała ekipę dwoch asystentów i jednego protokolanta.

Spełnienie pkt. 2 może spowodować zmniejszenie potrzeb z pkt. 1. Spełnienie pkt 2 może spwodować także zmniejszenie potrzeb z pkt. 3. Spełnienie pkt. 3 może spwodować zmniejszenie potrzeb z pkt. 1. Efekt synergii.

Klienci sądów tak by chcieli.

A sędziowie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podpisz się nickiem, ktorego będziesz później stale używać - to ułatwia dyskusję.