Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fachowość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Fachowość. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 4 grudnia 2023

Jest taki luksus nie dla sędziów

Praca zawodowa, dla klientow i praca naukowa, wspólnie kreują największy luksus prawnika. 

Polega on na tym:

Praca naukowa pozwala wgryźć się w temat. Naszkicować tezę (jako twierdzenie) lub hipotezę (jako zadane sobie pytanie). Rozwiązać problem po swojemu. Przejść przez monografie. Poszukać komentarzy, opinii orzeczeń. I konkluzje ubrać w słowa w jednym arkuszu wydawniczym lub jego połówce. Tyle, ile powinien mieć zgrabny artykuł naukowy. 

Zwykle na początku ma więcej znaków i stron, ale jeśli zastosować radę Profesora J.S., to głównym zadaniem jest na tym etapie - skreślać. Najpierw 15 % procent tekstu, a potem jeszcze ile się da. Żeby dojść do tekstu na miarę konstrukcji zbudowanej ze złotych myśli. To nie Profesor J.S., to już ja sobie dopowiadam.  

Praca zawodowa pozwala rozgryźć zagadnienie. Praktyczny problem, ktory trzeba rozwiązać, za pomocą analizy brzmienia przepisów, ich wykładni systemowej, celowościowej, a nawet histrycznej, sięgającej do ewolucji regulacji. Dobrać pomysły z adekatwnego orzecznictwa. Przeglądem monografii zapwnić sobie kompletność pomysłu na rozwiązanie. Wszystko to bardzo praktyczne, bo nie wydumane, tylko z życia wzięte, można by rzec, żywcem.

Każda z tych działalności, praca naukowa i zawodowa, osobno, mają pewne wady. Najkrócej ujmując naukowej brakuje "z życia wzięcia", a zawodowej brakuje czasu na wgryzanie się do korzeni. Bo trzeba zachować umiar między badaniem, a wynikiem, klient nie może płacić za dodatkowe przyjemności prawnika - jamnika, ktory wkopuje się w ziemię bez wzgledu na czas i środki, żeby dorwać krecika satysfakcji z wiedzy.

Ale de dwie aktywności razem, czyli kiedy są przeplatane w życiu prawnika, tworzą doskonały duet. Dlatego, że się wzajemnie karmią, dostarczają paliwa i materiału. Praca naukowa wykonana kiedyś tam, procentuje dla klienta. Praca zawodowa dostarcza naukowej pomysłów i rozwiązań z pierwszej linii frontu. Ich łączenie daje wartość wyższą, niż warta jest każda z osobna.

Warunkiem dostępu do takiego luksusu jest to, że można zaplanować, ile prowadzi się spraw, ilu klientów się obsługuje, a ile czasu trawi się zdarzenia i książki, w bibliotece. 

Ergo: Taki luksus nie dla sędziów. Oni nie mogą wybrać, ile prowadzą spraw. Nie mogą więcej poczytać, pomysleć, pouczyć się, powyobrażać sobie, kosztem ilości pozycji w repertorium, ktore zalegają i które są do załatwienia.

Ze szkodą dla stron.

Jakie jest rozwiązanie pozwalające sędziom na ten luksus, o ktorym piszę. Ktory, o czym jeszcze nie wspomnialam, gdyby przysługiwal sędziom, automatycznie przysługiwałby stronom, w postaci bombonierek pięknych, czystych, doskonalych jakościowo - wyroków.

Ja widzę konieczność połączenia kilku lementów, żeby tak się stało:

1. Dopasować ilość sędziów do ilości spraw, na podstawie wyliczeń, iloma sprawami może zając się sędzia, żeby mógł w sprawie pogrzebać przynajmniej na te 20 centymetrow w głąb, a nie tylko głaskać ją po wierzchu;

2. Część spraw (zależnie od wagi) przekazać quazi - sądom w pierwszej instancji, w których zasiadaliby ludzie z przygotowaniem mediatora. Nie, nie chodzi o mediacje. Chodzi o sąd wykształconych negocjatorów i mediatorów. 

3. Zapewnić sędziemu stała ekipę dwoch asystentów i jednego protokolanta.

Spełnienie pkt. 2 może spowodować zmniejszenie potrzeb z pkt. 1. Spełnienie pkt 2 może spwodować także zmniejszenie potrzeb z pkt. 3. Spełnienie pkt. 3 może spwodować zmniejszenie potrzeb z pkt. 1. Efekt synergii.

Klienci sądów tak by chcieli.

A sędziowie?

sobota, 1 stycznia 2022

Twierdzenie o zmianach

Trzy ramowe tematy na kolejne lata?:

 

1.    Reforma i wina

2.    Sztuczki i antidotum

3.    Zarządzanie i profesjonalizm

 

REFORMA I WINA

Kto z prawników pamięta, jak mieliśmy na pierwszym roku studiów, logikę? Niektórzy wspominają ją jako świetną zabawę, inni jako zmorę. Ewentualnie wtedy uważaliśmy, że to zmora, a z perspektywy czasu uznajemy, że to była świetna zabawa i na dodatek bardzo przydatna w pracy zawodowej prawnika. Pamięta się podstawowe pojęcia. Weźmy DESYGNAT -  to przedmiot odpowiadający znakowi, nazwie w języku. Desygnatem nazwy MYSZ, jest zwierzątko o określonych cechach gatunkowych. Warto sobie postawić pytanie, co jest desygnatem nazwy REFORMA,  w wymiarze sprawiedliwości. Jak się to ustali, to wszystko inne, co tym desygnatem nie jest, a jednak jest nazywane reformą, wymaga zastosowania cudzysłowu przy używaniu tej nazwy. Cudzysłów może być zastosowany w tym przypadku dla wyodrębnienia wyrazów użytych ironicznie. (1) Aktualna jest dyskusja o reformie i „reformie” wymiaru sprawiedliwości. O tym będzie mowa w tym segmencie. Jego drugim elementem jest wina. Chodzi o to, kto zawinił, że potrzebna jest reforma i kto zawinił zaistnieniu „reformy”.    

SZTUCZKI I ANTIDOTUM

Sądy nie mają czasu wnikać w sprawę tak bardzo, jakby chcieli sędziowie. (2) To jest wykorzystywane przez ślizgaczy, manipulantów, osoby perfidne i prawników, którzy stali się iluzjonistami. Górą bywają sztuczki. Sąd bywa bezradny, ponieważ aby wykryć sztuczkę i zapobiec jej skutkom, a następnie wymierzyć sprawiedliwość, potrzeba czasu i na pozyskanie wiedzy o manipulacjach i na namysł, którego sąd najczęściej nie ma. Przyczyny tego stanu rzeczy są zasygnalizowane w segmencie „Reforma i wina”. A w segmencie „Sztuczki i antidotum” ujawnia się szczegóły sztuczek i możliwe antidotum, jeśli sąd będzie na to stać czasowo. Jeśli nie będzie sądu na to stać – to zbankrutuje sprawiedliwość.

ZARZĄDZANIE I PROFESJONALIZM

Czynię założenie, że sędziowie są merytorycznie kompetentni. Choć mam świadomość, że nie może być, statystycznie, w 100 % prawdziwe. Wychodząc z założenia, że sędziowie są kompetentni merytorycznie, stawiam tezę, że problemem dla wymiaru sprawiedliwości jest czas, a konkretnie jego brak. Jak sobie z tym radzić, w kontekście zarządzania swoją praca, jako sędziego i w kontekście profesjonalizmu? O tym nakreślę kilka tez w tym segmencie.

 

(1)   PWN - Słownik języka polskiego (strona odwiedzona 01.01.2022 r.)

(2)   Zob. wywiad przeprowadzony ze mną przez Panią Aleksandrę Patryk Decyzje sędziów cywilistów - wywiad z dr Agnieszką Damasiewicz (prawo.pl)

 

wtorek, 28 stycznia 2020

Niezawisły od orzecznictwa?


Sędzia ma być wierny Konstytucji, ustawie i sumieniu. Czy sędzia powinien być wierny także orzecznictwu?

Z jednej strony korzystanie z orzecznictwa mieści się w tym warunku niezawisłości, jakim jest wiedza wynikająca z oczytania i studiowania („wolność od ignorancji”, „wolność do otwartości intelektualnej i dociekliwości”).

Ale jest i quazi „negatywna” motywacja: awans sędziowski zależy m.in. od skuteczności orzekania, rozumianej jako utrzymywanie się orzeczeń w ramach nadzoru instancyjnego. Pytanie, czy sędzia nieprzekonany do określonej wykładni, który poddaje się jednak orzecznictwu z uwagi na tę zależność, jest niezawisły czy nie? Można powiedzieć: konformista. Ale można też powiedzieć: to jest rozwiązanie systemowe. Hierarchia orzekania istnieje, wskutek założenia wieloinstancyjności i jest to założenie systemowe, a poddawanie się orzecznictwu wyższej instancji jest celowe i zamierzone przez system. Nadzór judykacyjny nie może być i nie jest traktowany jako nacisk czy wpływ zagrażający niezawisłości, ponieważ jest mechanizmem samokontrolującego się systemu. 

Poza tym trudno uznać za „wpływ”, w sensie naruszenia niezawisłości, sytuację, w której sędzia, w trakcie zapoznawania się z orzecznictwem, zmienia swoją decyzję wobec konsekwentnego orzecznictwa innych sądów. „Przy wszystkich luzach wyboru decyzji, jakie ustawa pozostawiać może sędziemu (…) pewna jednolitość orzecznictwa jest warunkiem nieodzownym należytego funkcjonowania społeczeństwa i stąd stanowi ona co najmniej instrumentalną wartość, która w jakiejś mierze może równoważyć wypadki rozstrzygnięć w pełni zgodnych ze stosowanym prawem, ale rozstrzygnięć, które w danym wypadku uznajemy za niesłuszne”. (1)

Jednakowoż istnieją skutki uboczne poszukiwania w orzecznictwie: „skutkiem takiego mechanizmu jest funkcjonowanie swoiście pojętego prawa precedensowego. Tym bardziej wątpliwego, że obecne środki techniczne dają możliwość korzystania z obszernego orzecznictwa wątpliwej jakości choćby z tego powodu, że jest ono na ten użytek w różny sposób selekcjonowane” (2)

W odwoływaniu się do orzecznictwa należy – podobnie jak przy stosowaniu prawa w ogóle – zachować pewien standard. Pojęcie standardu, w kontekście stosowania prawa, charakteryzuje Ewa Łętowska, mówiąc, że „standard to pojęcie, które odnosi się do wzorca zachowania. (…) System prawa składa się zarówno z przepisów, jak i ukształtowanego standardu”. (3) Tłumaczy, że „może być na przykład prawo, które ma bardzo piękne potencjalne możliwości, ale na skutek powtarzalnej, źle ukształtowanej praktyki, standard ochrony przyznawanej przez to prawo jest znacznie niższe niż to, co w tym prawie tkwi”. (4)

Odwoływanie się do orzecznictwa też może odbywać się w różnym – niskim lub wysokim – standardzie. „Orzecznictwo to trzeba jednak zbierać i analizować, aby wiedzieć, jaki jest aktualny standard, a nie cytować pierwsze z brzegu, może przypadkowe, może marginalne lub przestarzałe orzeczenie”. (5)

W jednym z wywiadów, które przeprowadziłam z sędziami, (6) Sędzia wskazuje tu na wpływ środków informatycznych na proces decyzyjny i jego przebieg: „Publikowanie orzeczeń może być ryzykowne – w jaki sposób sędziowie z nich korzystają? Proces myślowy może być powierzchowny, może dojść do kopiowania orzeczeń. Portale orzeczeń mogą służyć wielu rzeczom: oportunizm, lenistwo, koniunkturalizm, sprawdzanie swojego sposobu myślenia, bez odwzorowywania. (…) Do ujednolicania orzecznictwa jest Sąd Najwyższy. Pytanie prawne, a nie inne orzeczenie. Nie precedens, ale prawo stanowione”. (7)

Zadałam sędziom pytanie o to, czy porównują rozstrzygane sprawy z innymi, wcześniej prowadzonymi. Odpowiadając na to pytanie, odnieśli się zarówno do doświadczenia ze swoimi sprawami, jak i do korzystania z orzecznictwa innych sądów:

„Trzeba trzymać się orzecznictwa, ponieważ chodzi o pewność strony i pełnomocników. Niedobrze, jak jeden skład sędziowski orzeka tak, a drugi inaczej.  Przykładowo, kilka osób złożyło pozew, uzyskało korzystny wyrok i oddalono apelację ich oponenta. Pozostali, będący w podobnej sytuacji, poszli za ich przykładem i sąd rejonowy orzekł tak samo, jak poprzednio, ale apelacja nie podzieliła tego stanowiska, więc ta druga grupa ludzi odeszła z kwitkiem i jeszcze poniosła koszty. Nie może być tak, że jeden skład orzeka w taki sposób, a drugi inaczej, w tych samych okolicznościach. Dlatego staram się iść za orzecznictwem Sądu Najwyższego, no, chyba, że to się tak kłóci z moim poczuciem sprawiedliwości, że się nie da”. (8)

„O ile szczegółów spraw nie pamiętam, to takie generalne swoje podejście się pamięta”. (9)

„Jak się raz podejmie decyzję, to później już z reguły nie ma ani czasu, ani chęci na ponowną refleksję. Naprawdę musi być dobry pełnomocnik, który zmusi sędziego do ponownej refleksji nad problemem, o którym sędzia już kiedyś myślał”. (10)

„Zapomina się o załatwionej sprawie, ale pamięta się doświadczenie. Bez sięgania do wcześniejszych spraw”. (11)

„Pod względem stanu prawnego porównuje się. Pamięta się orzeczenia Sądu Najwyższego lub własne. Pamięta się, jakie elementy stanu faktycznego potrzeba wyłuskać dla potrzeb orzeczenia, które wiem, że będzie miało w tej sprawie zastosowanie”. (12)

„Mam osobne akta wewnętrzne i złote myśli”. (13)

„Działam jak naukowiec, czytam orzeczenia. Wiedza pomaga. Daje luz”. (14)

„Przykładowo, skąd się bierze kwoty zadośćuczynienia? To są już wypracowane w orzecznictwie SN kryteria, które się bierze pod uwagę przy zasądzaniu zadośćuczynienia: w pierwszej kolejności stopień i trwałość doznanego uszczerbku na zdrowiu, zakres uszkodzeń ciała, zakres cierpień o charakterze fizycznym, psychicznym, długotrwałość, intensywność, proces rehabilitacji, zmiany czy konsekwencje uszkodzeń i zmiany w życiu takiego człowieka, dotychczasowy tryb życia, wiek poszkodowanego. Tych kryteriów jest masa, które trzeba wziąć pod uwagę, z tym iż wychodzę z założenia, że to zadośćuczynienie powinno stanowić taką odczuwalną wartość, ono nie może być symboliczne. Innymi słowy, jeśli ktoś domaga się zadośćuczynienia i te okoliczności, które zostaną ustalone, co do zasady dają podstawę do zasądzenia, to nie widzę powodu, żeby jakoś tam to miarkować, zmniejszać, chyba że ktoś ewidentnie nie doznał w istocie żadnej krzywdy, a próbuje się tą metodą wzbogacić. Tu znowu rola sądu II instancji jest bardzo ograniczona, dlatego że sąd okręgowy może zmienić wysokość zadośćuczynienia tylko wtedy, kiedy jest rażąco niskie lub rażąco wysokie. To jest kompetencja sądu pierwszej instancji, co do zasady”. (15)

„Myśli się: ja bym to zrobiła inaczej i zastanawiam się, czy w związku z tym nie uwzględnić apelacji. Pewnie, że stykamy się tutaj z takimi sprawami, z jakimi mieliśmy do czynienia przed sądem pierwszej instancji. To w jakiś sposób rzutuje, to jest nasze doświadczenie, to jest nasza metodyka pracy. To, że się jest w sądzie II instancji, nie znaczy, że człowiek nie ma jakichś poglądów, czy nie rozpoznawał w I instancji podobnych spraw. Wręcz przeciwnie. Pewnie, że się człowiek do tego odwołuje. (…) To, że przechodzimy do II instancji, (…) to jest jakaś kontynuacja”. (16)

Jednocześnie od dobrego standardu odbiega sytuacja, w której sędzia nie korzysta z orzecznictwa, ponieważ nie ma czasu go studiować: (17)

„Z warsztatem polegającym na znajomości doktryny i orzecznictwa bywa różnie. Taka sytuacja, że siadam, czytam całość orzeczeń, sprawdzam, czy coś ciekawego, nowego się nie pojawiło, że mogę poczytać komentarz – to jak problem jest bardzo poważny. To odosobnione sytuacje. Dopóki problem nie jest poważny, to do orzecznictwa nie ma czasu sięgać. Patrzę na przepis, i jest tak i tak – to orzekam tak i tak”. (18)

Ten sam sędzia dodaje jednak: „Jeśli strona powołuje się na sensowne argumenty i to ma ręce i nogi, to nie jest możliwe, żebym ja, nawet przy tym natłoku spraw, nie przeczytała wszystkiego, co mi się uda znaleźć na ten temat. Poza tym orzecznictwo SN jest przecież przełamywane. I zdarzają się orzeczenia w jedną i drugą stronę. Na szczęście SN zbiera się w sobie i wydaje uchwałę podsumowującą”. (19)

Cytowane wypowiedzi świadczą o tym, że po pierwsze, sędziowie widzą sens w trzymaniu się orzecznictwa, zwłaszcza Sądu Najwyższego, jednak do granic, w ramach których ich osobiste i wewnętrzne przekonanie im na to pozwala.

Po drugie, pamiętają nie tyle poszczególne sprawy, co raczej swoje doświadczenie z danym zagadnieniem prawnym i swoje podejście do określonej kwestii prawnej. Przyznają, że trudno następnie zmienić to podejście, jeśli strony nie zaprezentują mocnej argumentacji. Jednocześnie pamiętają o tym, że o zastosowaniu konkretnego rozwiązania decydują ostatecznie fakty danej sprawy. Stosunek sędziów do orzecznictwa innych sądów można oddać słowami malarzy, którzy określają swój stosunek do malarstwa innych malarzy.

Gdy mowa o opieraniu się na orzecznictwie innych sądów jako inspiracji, zacytuję słowa Henri Matisse’a: „Moją sztukę zawdzięczam wszystkim malarzom”.

Kiedy mowa o docenieniu cudzego orzecznictwa, przy zachowaniu jednak swojej odrębności, można to także oddać słowami Henri Matisse’a: „Gdybym nie malował tak, jak maluję, malowałbym jak Picasso”.

Natomiast kiedy mowa o krytycznym podejściu, w eleganckiej, lecz wymownej formie, użyję słów Picassa, gdy krytycznie oceniał obrazy Braque’a wywieszone na wystawie, komentując je przewrotnie jedynie słowami: „Dobrze powieszone”. 

Podsumowując, nie można stwierdzić, że sędzia powinien być „wierny” orzecznictwu, natomiast należy zaznaczyć, że powinien wypracować standard korzystania z orzecznictwa taki, aby korzystanie to stanowiło sposób inspiracji, a nie używanie „gotowców”. (20)


(1) Z. Ziembiński, O pojmowaniu sprawiedliwości, Lublin 1992, s. 128.
(2) Z. Czarnik, Prawotwórcza rola sądu a dyskrecjonalność sędziowska, [w:] Dyskrecjonalna władza sędziego, zagadnienia teorii i praktyki, red. M. Dębiński, R. Pelewicz, T. Rakoczy, Tarnobrzeg 2012, http://tarnobrzeg.so.gov.pl/sites/default/files/Dyskrecjonalna%20władza%20sędziego%2C%20 Tarnobrzeg%202012_0.pdf.
(3) (4) (5) E. Łętowska, Rzeźbienie państwa prawa 20 lat później, w rozmowie z Krzysztofem Sobczakiem, Lex Wolters Kluwer business, s. 12 i 13
(6) wywiady prowadzone w 2013 r. z blisko setką sędziów sądu rejonowego i okręgowego, wydziały cywilne, gospodarczej i wizytacyjne
(7) Wywiad 84, SSO
(8) Wywiad 4, SSR
(9) Wywiad 5, SSO
(10) Wywiad 5, SSO
(11) Wywiad 9, SSR
(12) Wywiad 10, SSR
(13) Wywiad 1, SSO
(14) Wywiad 1, SSO
(15) Wywiad 85, SSO
(16) Wywiad 85, SSO
(17) Ilość pracy przypadająca na sędziego, czy to w sensie liczby spraw, czy w sensie liczby zadań wykonywanych w ramach „obsługi sprawy”, odpowiada za obniżenie standardu. Sędziowie wskazują w wywiadach, że chcieliby i czują, że powinni poświęcić sprawom więcej czasu, jednak, wskutek liczby spraw lub rodzaju zadań, jest to niemożliwe.
(18) Wywiad 4, SSR
(19) Wywiad 4, SSR
(20) Wątki zaczerpnięte z: A.Damasiewicz, "Niezawisłość sędziego cywilisty w kontekście stabilności prawa" [w:]  „Stabilność prawa w kontekście wartości, instytucji i funkcjonowania systemu prawnego” ed. Naukowa Tadeusz Biernat, Oficyna Wydawnicza AFM, 2016 r., s. 141-171. W tej publikacji także: o wolności sędziego od naciskow i wpływów, od własnych preferencji, od arbitralności, od emocji, od ignorancji i nie wiedzy oraz temat „…A kto będzie pilnował strażników”. Cała publikacja dostępna w repozytorium Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, w języku polskim (całość książki wraz z artykułem) i angielskim (cytowany artykuł).



sobota, 17 marca 2018

niedziela, 13 lipca 2014

Sędzio, czy chciałbyś wykorzystać wszystko, co jest możliwe?

Dostałam dziś via e-mail linki do nieistotnych filmów na You tube. Jednak tą drogą dotarłam do ważnego filmu.
Ktoś mogłby pomyśleć: no, fajne, ale dla sędziow-karnistów czy dla prokuratorow...
Ja widzę w tym także przyszłość (lub teraźniejszość) sędziow cywilistów.
Oczywiście kiedy odpowiednio zmodyfikuje się ich zakres obowiązków. Tak, aby mieli czas na zaawansowaną analizę tego, co mówi świadek. Zwłaszcza, gdy jedynym dowodem jest świadek.
 
 
Warto obejrzeć całość.

wtorek, 24 września 2013

Moja droga (cz 2)


Kontynuując poprzedni post:

Podam kolejne dwa przykłady: jeden z praktyki prawniczej, drugi spoza prawa:

1. Zajmując się prawem nieruchomościowym, w tym budowlanym i kontraktami na roboty budowlane, prace projektowe itp., spotykam się niekiedy z prawnikami, którzy obsługują w/w kontrakty, nie znając się na materii kontraktu, czyli specyfice budowlanki, projektowania itp. Skutek jest taki, że np. omawiają umowę, a przy załącznikach, mówią że „nie będą tego omawiać, bo to są technikalia, na których się nie znają”. No i często na tym polega problem, że się nie łączy wiedzy prawniczej z wiedzą dotyczącą specyfiki obsługiwanej branży. Takie jest moje stanowisko.

2. Tymochowicz wspomniał w swojej książce „Biblia skuteczności” o tym, że studiując na wydziale fizyki napisał pracę pt. „Rewolucje w fizyce i ich zwiastowanie w Leśmianowskim świecie wyobraźni”. Opiera się m.in. na spostrzeżeniu: „Leśmian, jak mało kto dotyka rzeczy fundamentalnych, o których tak naprawdę nie mógł mieć pojęcia. Robi np. takie semantyczne zabawy – las zmienia na czas i pisze, że dziewczyna biegła czasem, a nie lasem. Genialny pomysł utożsamienia osi czasu z osią przestrzeni, na jaki wpadł dopiero dziesięć lat później Albert Einstein”. Tymochowicz tłumaczy: Moją pracą (cytowana wyżej) zainteresowało się wielu fizyków, m.in. profesor Grzegorz Białkowski, wybitny fizyk teoretyk, kontynuator szkoły Leopolda Infelda w Polsce, także fizyka teoretyka, ale i poety jednocześnie. (…) Profesor Białkowski pierwszy zaszczepił we mnie pogląd, że nie do końca da się zrozumieć fizykę teoretyczną i formalizm matematyczny fizyki teoretycznej, jeśli nie powiążemy tego z czymś bardziej humanistycznym. W jego pojęciu to była poezja, a w moim bardziej do tego nadawała się psychologia”.

Podsumowując, drogą zaskakującego połączenia rzeczy znanych, można dojść do niezwykłych wyników. Temat pracy, w drodze takich właśnie, stopniowo go modyfikujących spostrzeżeń, osiągnął obecny kształt.

Moja droga (cz 1)


Często, w różnych okolicznościach, pada pytanie o temat mojej rozprawy. Temat:
„Kompetencja sędziego do podejmowania decyzji jako warunek skuteczności wymiaru sprawiedliwości w sprawach cywilnych”.
Jestem cywilistką, z doktoratem z Katedry Prawa Cywilnego na UJ. Dlatego niektórzy pytają: „No ale to jest chyba praca z KPC i prawa konstytucyjnego, a nie z prawa cywilnego materialnego?” albo nawet: „A czy to będzie o prawie?”. Wyjaśniam: Zgadza się. To będzie z KPC i prawa konstytucyjnego, prawa ustroju sądów powszechnych. Także w pewnym zakresie z teorii prawa. I nie odchodzę od prawa materialnego, tam gdzie chodzi klauzule generalne i wykładnię. Korzystam z badań psychologicznych z zakresu teorii decyzji, w tym osiągnięć Gary’ego Kleina i Daniela Kahnemana oraz z prakseologii, w ujęciu Tadeusza Kotarbińskiego. Praca ma charakter interdyscyplinarnym, a kryterium doboru dyscyplin i ich części jest temat. Wymaga on podejścia „w poprzek” dyscyplin prawnych, a biorąc pod uwagę powyższe, także dyscyplin naukowych poza nauką prawa. Kryterium tej drogi poprzecznej jest perspektywa narzucona przez temat. To daje zupełnie nowe efekty i inne spojrzenie na prawo. Mam dobre doświadczenia z przechodzenia w poprzek dyscyplin. Przykładowo zajmuję się prawem nieruchomości, co oznacza de facto prawo cywilne, procedurę cywilną, prawo administracyjne i procedurę administracyjną, a miejscami także prawo karne (zwłaszcza pozakodeksowe) i wykroczeń, lecz i odniesień do nauk „technicznych”. Takie podejście potwierdza się na różnych polach. Przykładowo, sędziowie podkreślają walory uczenia się (zwłaszcza sędziów in spe, ale także innych prawników), nie osobno prawa materialnego i procedury, ale łącząc to w bloki: prawo materialne dotyczące nieruchomości wraz z przepisami proceduralnymi dotyczącymi zasiedzenia, egzekucji z nieruchomości itp. Łącznie niepołączonego przynosi często niezwykle efekty.

niedziela, 16 czerwca 2013

Skrzyżujmy rzeki




„Teoria ma skrzydła, a praktyka jedynie ręce” – tak można zilustrować sumę poglądów o relacjach między teorią i praktyką. Także w prawie: między sądowym stosowaniem prawa, a doktryną.


Katarzyna Schmidt* prezentuje inną opcję tej relacji, w której teoria i praktyka nie są równoległymi rzekami, lecz stale się krzyżują. Wskazuje, że choć orzeczenie sądowe nie jest podstawą prawną orzeczeń, to jednak jest niesamoistnym źródłem prawa, ponieważ, cytowane, wpływa na inne decyzje stosowania prawa.

Podkreśla też, że rola uzasadnień wykracza poza dany stan faktyczny i często orzeczenie staje się przedmiotem uogólnień.



Jest to podstawowy powód, dla którego uzasadnienie, jej zdaniem, nie powinno stanowić „dokumentu sprawozdawczego” i nie powinno być racjonalizacją ex post, która nie zawsze pokrywa się z tokiem podejmowania decyzji.** Schmidt wskazuje, że „wiele wyłaniających się wątpliwości*** jest niedostrzeganych lub świadomie pomijanych, wobec braku adekwatnego aparatu badawczego nieodzownego do ich analizy” oraz „uzasadnienia uznaje się za zajmujące się kwestiami zbyt detalicznym, by ze szczegółowych rozważań moc przejść na grunt bardziej ogólny, uniwersalny. (…) Zarzuca się im także powierzchowne analizowanie kwestii teoretycznych lub (…) niedostrzeganie wyłaniających się w toku interpretacji niebezpieczeństw lub wątpliwości. W wielu uzasadnieniach dostrzegany jest (…) zabieg celowego omijania potencjalnych punktów newralgicznych, co doprowadza do zjawiska spłycenia aspektów merytorycznych rozstrzyganego zagadnienia”.* Nie sugeruje, że to sędziowie powinni dokonywać analiz teoretycznych zagadnień prawnych, ale podkreśla, że sędziowie**** powinni być wyczuleni na aspekty teoretyczne rozstrzyganych zagadnień, natomiast orzeczenia powinny być źródłem, z którego doktryna czerpie zagadnienia wymagające analizy, wykorzystywanej następnie przez sędziów. Podkreśla, że pozostawienie takich problemów praktyce do rozstrzygnięcia nie prowadzi do jednolitości orzecznictwa, ale przeciwnie, obniża jego jakość.*****


Artykuł, którego zasadnicze założenia streściłam, jest inspiracją do zadania pytań bezpośrednio samym sędziom, o ich zdanie, pomysły i techniki działania:

1. Gdy sędzia rozstrzyga sprawę, to z jakich źródeł korzysta? Z orzecznictwa? Doktryny? Z pierwszeństwem dla którego z nich, jeśli reprezentują odmienne poglądy? Własnej analizy, w tym krytycznej, orzeczeń lub doktryny? Lub krytycznej wobec uogólniania tez orzeczeń i rozpowszechniania ich stosowania, w sytuacjach, kiedy nie mają charakteru uniwersalnego, lecz są ściśle związane ze sprawą, w której zapadły? A może takie analizy w ogóle nie stanowią części profesji czy służby sędziego? 

2. Czy prawdą jest, że uzasadnienie ma walor raczej „dokumentu sprawozdawczego”? 

3. Czy istnieją jakieś „wewnętrzne”, przyjęte przez danego sędziego zasady brania pod uwagę, przy orzekaniu, jednych cudzych orzeczeń i nie brania pod uwagę innych?

damasiewiczówka

_____________________________________________________________________________ 
*Katarzyna Schmidt „Uzasadnienia sądowe jako impuls zwrotny dla teorii” [w:] „Prace z historii oraz teorii prawa i administracji publicznej”, Acta Erasmiana IV, red. Mirosław Sadowski, Piotr Szymaniec, Wrocław 2012, s. 11-24
** Jerzy Wróblewski, „Sądowe stosowanie prawa”, Warszawa 1972, s. 105 oraz 26
*** Katarzyna Schmidt odnosi się tu do przykładowego problemu, który ma być ilustracją tez artykułu, a mianowicie klauzuli generalnej nadużycia prawa, zawartej w art. 5 k.c. Jednak przepis ten stanowi jedynie ilustrację wspomnianego, szerszego problemu.
**** Mówi o praktykach w ogóle, wskazując w szczególności sędziów
***** Polecam cytowany artykuł w całości. Jest dostępny w bibliotece cyfrowej pod adresem: http://www.bibliotekacyfrowa.pl/Content/40347/013.pdf

czwartek, 13 czerwca 2013

Czy każdy sędzia powinien być szachistą?

Czy każdy sędzia powinien być szachistą?

- o umiejętności sędziego podejmowania decyzji
- czyli o jednym z warunków skuteczności wymiaru sprawiedliwości
(w sprawach cywilnych)


Mistrz świata w szachach z 1960 roku, Michał Tal, był Wielkim Kalkulującym pozycje, ale miał także talent do rozpoznawania sytuacji, gdzie same kalkulacje wariantów nie rozwiązywały problemu. Opisał grę z innym mistrzem szachowym, Wasiukowem, w której rozważał poświęcenie skoczka.




Pisał tak:


Pomysły tłoczyły się jeden po drugim. W rezultacie moja głowa wypełniła się chmarą wszelkiego rodzaju chaotycznych ruchów. I wtedy nagle z jakiegoś powodu przypomniałem sobie klasyczny dwuwiersz, dla dzieci:

„Och, cóż to był za mozolny trud,
Wyciąganie hipopotama z bagnistych wód”.

Gdy widzowie byli przekonani, że kontynuowałem badanie pozycji, próbowałem odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wyciąga się hipopotama z bagna. W moich myślach pojawiały się podnośniki, dźwigi, helikoptery, a nawet drabinka linowa. Po długich rozważaniach przyznałem się do inżynieryjnej porażki i pomyślałem: „A, niech sobie tonie”. Wtedy hipopotam nagle zniknął. I pozycja wydala mi się natychmiast nie taka znowu skomplikowana. Poświęciłem skoczka.

Następnego dnia z satysfakcją przeczytałem w gazecie, że:

„Michał Tal, po starannym, czterdziestominutowym przeanalizowaniu pozycji, wykonał precyzyjnie obliczony ruch, poświęcając figurę”.


Wrócę do tej opowieści i wyjaśnię, co ma wspólnego z sędziami.

damasiewiczówka