niedziela, 9 listopada 2014

Czy sędzia leżąc w wannie myśli o sprawie?

Wracam do tematu czasu w sądownictwie i w sądzeniu. W poprzednim poście pisałam o gwarancjach prawnych czasu trwania sprawy i zasygnalizowałam temat względności czasu, która ma wpływ na „odczuwalność” trwania zdarzenia czy ciągu zdarzeń, niezależną od miar „bezwzględnych”, takich jak tydzień, miesiąc czy rok. Blog, w przeciwieństwie do książki, pozwala mi podejść do rzeczy niechronologicznie, co jej źródłem mojego zadowolenia, ponieważ „przemieszanie” tematów raz już ułożonych w szeregu, pozwala niekiedy spojrzeć na rzecz z innej perspektywy. Ma takie samo niezwykle istotne znaczenie, jak montaż w filmie. No to jedziemy. Dziś kładę na stół temat:
 
„Czas równoważony do jakości”
 
Trudno wyobrazić sobie skuteczność w taki sposób: tylko działanie i żadnego myślenia. Zadałam sędziom pytanie, czy mają czas „na myślenie”. Chodzi o myślenie bez podejmowania jakichkolwiek czynności, w tym nawet szukania komentarzach i orzecznictwie. Takie sobie siedzenie w fotelu, przy lampce wina i dumanie nad sprawą lub pozwolenie jej na przepływanie przez głowę. Zapytałam też czy i do czego takie myślenie byłoby im potrzebne.
 
Oto, co odpowiedzieli:[1]
„U mnie jest tak, że ja cały czas chodzę i myślę i rozsupłuję ten węzeł. Jednak żeby usiąść i pomyśleć, obecnie nie mam czasu. To jest właśnie najgorszy aspekt tej pracy”.
„Czas? Tego czasu na myślenie się nie planuje. Po prostu jak problem występuje, to niestety nie zostawia się go zamykając gabinet. To jest taka praca, o której nie da się nie myśleć. To nie jest tak, że idę do domu i już nie myślę o pracy. Czasem myślę na rowerze, na zakupach, przy sprzątaniu czy gotowaniu. Ale nie dlatego, że wtedy mi się fajnie myśli, ale dlatego, że dany problem mi się nasuwa.  Często jest tak, że przy biurku się nie wymyśli, tylko dopiero jak sprawa zapuści korzenie. Po przebudzeniu ma się rozwiązanie problemu, nad którym się myślało trzy dni. Jeśli decyzja w sprawie jest oczywista, to nie zostawia śladu w głowie. Ale jeśli sprawa jest trudna, zawikłana, najczęściej prawnie, choć faktycznie też, to póki się ma ją na myśli, trudno się oderwać”.
„Siedzą sprawy w głowie i się uaktywniają w czasie odkurzania. Pod prysznicem przychodzi mi na przykład do głowy, gdzie coś sprawdzić. Nawet jak są trzy tygodnie urlopu, to przez pierwszy jeszcze się myśli o sprawach, a przez ostatni – już się myśli. To rodzaj natręctwa”.
„W korkach. Generalnie myśli się w korkach. Są sprawy, z którymi trzeba się przespać. Dlatego nigdy nie stosuję metody przygotowywania się do wokandy na jutro, zawsze wcześniej. Nigdy nie piszę uzasadnienia w ostatnim dniu. Nie dopuszczam, do sytuacji, by zamknąć sprawę i potem zacząć nad nią myśleć”.
"Decyzję trzeba podejmować szybko. Nie ma czasu na doktoryzowanie się nad problemem. Przy takiej ilości decyzji, podjąć ją jeszcze szybko, to jest obciążające. Nie ma czasu zastanowić się sensownie nad sprawą. Zastanawiamy się, ile możemy. Każdy chce, jak przychodzi do sądu raz w życiu, żeby sędzia się pochylił nad jego problemem, a nie rozwiązywał jego problem o pierwszej w nocy, padając już ze zmęczenia. Poniedziałek szykowanie wokandy, wtorek na sali, środa przygotowanie wokandy, czwartek na sali no i w piątek nie wiadomo, na co się rzucić – na pocztę, na uzasadnienia, czy na problemy, które są w przyszłym tygodniu na wokandzie.”
„Najlepiej przygotowane są te sprawy, które właśnie się kończą, a inne… po prostu się toczą”.
"Dla mnie ważny jest pokój, z muzyką. I żeby siedzieć samemu. To jest ważne dla pracy koncepcyjnej”.
„Myślenie? Kiedy? Np. jeśli Idę na urlop, to po urlopie muszę wszystko trzeba nadrobić – sprawy spływają cały czas. Po urlopie mam 300 akt w gabinecie, następnego dnia czy jeszcze kolejnego -  wokandę. Asystent nie pracuje w czasie urlopu sędziego. A mógłby obsługiwać już sprawę. Dlatego jest tyle sędziów w Polsce, skoro sędzia zajmuje się formalną obsługą sprawy. Mogliby to robić wykwalifikowani urzędnicy. Np. teraz ksero może wydać sekretariat, kiedyś też musiał sędzia to podpisywać. Muszę zajmować się egzekucją, jak strona nie płaci za biegłego. Muszę nadawać klauzulę i sprawdzić, czy zapłacił. A ja przecież tę sprawę już skończyłam. Referendarz nie ma czasu, więc jak już jest coś u sędziego, jakieś akta, to niech sędzia sobie wszystko w nich obsługuje”.
„Nienormowany czas pracy jest pułapką. Można w jednym zdaniu nałożyć nielimitowany zakres pracy. To są dwa zdania – sprawy z zakresu takiego, a takiego, w wymiarze iluś wokand w miesiącu… Pytanie, czy zgodna  etyką zawodową jest taka praca, która polega na podejmowaniu decyzji w takim trybie, kiedy nie mam czasu pomyśleć. Kogo obciążają konsekwencje?”.
„To jest rodzaj niewolnictwa. Człowiek ma głowę zapchaną. Nie da się uciec, myśli się. Z tym zastrzeżeniem, że np. 140 spraw na raz nie pozwala na myślenie”.
„Ja tylko w taki sposób pracuję. Muszę myśleć na spokojnie. W inny sposób nie pracuję. Po tylu latach wiem, mniej więcej, ile czasu na jaką sprawę mój mózg  potrzebuje, by przerobić informacje. Najwięcej pracy koncepcyjnej kosztowała mnie sprawa, jeśli chodzi o rozwikłanie problemu prawnego, która zabrała trzy miesiące na rozwikływanie. A potem wynik dał dużą satysfakcję”.
„Na to czasu osobnego nie ma – „na siedzenie w wannie i myślenie”. Stoi się w korku. Wracając z pracy często myślę o sprawach. Zdarza się, że budzę się z myślą o sprawie. Opowiadam bliskim jeśli jest sprawa czysto życiowa, bo chcę poznać taki odbiór ludzki. Rozmawiam też z sędziami. Przeżywamy te sprawy”.
„Jest rzecz, która jest sędziemu potrzebna: żeby nie miał nadmiernego referatu, bo nie jest w stanie nad nim zapanować i nie ma czasu na zastanowienie się nad trudniejszymi sprawami - bo łatwiejsze to tam jakoś idą. To jest kosztem rzetelnego podejścia do sprawy w kontekście braku czasu. Nawet podobne do siebie sprawy, tak naprawdę są każda inna, bo np. jeśli chodzi o zachowek, to jeden z darowiznami, inny bez, zawsze coś tam jest indywidualizującego sprawę. Czy odwołanie darowizny. Każde okoliczności rodzinne są inne, nie ma jednakowych spraw. Nad każdą trzeba się zastanowić oddzielnie. A teraz referaty mamy 180/220/500”. (różne liczby, ponieważ to zależy od tego, czy sąd rejonowy czy okręgowy i czy pierwsza instancja czy odwoławczy).
„Chodzi o orzeczenie oparte na przemyśleniu sprawy, na przeczytaniu orzecznictwa, wręcz takim oddechu – czasem dobra decyzja zapada po takim oddechu. Ona się inkubuje. O tym się nie mówi, niestety. Traktuje się sąd jako źródło wydawania orzeczeń jedno za drugim, w szybkim tempie”.
„Komfortowo byłoby, żeby tydzień przed wokandą wrócić do sprawy i obmyśleć. Nie ma tego komfortu, zwłaszcza, że jest umowa iż na wokandzie jest np. 9 spraw, dwie wokandy tygodniowo, co oznacza, że trzeba mieć w tygodniu przygotowanych i przemyślanych 18 spraw, średnio. To może kuleć, jeśli chodzi o proces podejmowania decyzji. Bo czasami nie ma fizycznej możliwości, żeby pomyśleć. A jest już etap sprawy, kiedy trzeba wydać wyrok. Nie mogę powiedzieć stronom: proszę państwa, odraczam rozprawę, bo nie wiem jeszcze co zrobić, muszę pomyśleć, pochodzić z tym. Zdarza mi się, że mam już decyzję, ale nie chcę jej jeszcze ogłaszać, chcę się z nią jeszcze przespać. Wtedy mam te dwa tygodnie od zamknięcia rozprawy. Są takie sprawy, w których człowiek bije się z myślami i do końca nie wie, co zrobić, kładzie się z jakąś opcją, budzi i myśli: nie, jednak jest inaczej”. „To, czego mnie brakuje w tej pracy to czas na przemyślenie. Jest tak, że idzie się na zakupy, czy robi się kolację i nie myśli się o sprawach, a wtedy przychodzi rozwiązanie. Tak powinno być. Ale rzadko mam tak, że mogę naprawdę nie myśleć o pracy. Zdarza się, że jutro jest publikacja, a ja jeszcze nie jestem przekonany. Gdyby móc się tak w oderwaniu zająć czymś innym, to ten proces decyzyjny tez byś się gdzieś tam rodził samoistnie. Kiedy nie myślę o pracy, przychodzi rozwiązanie, kiedy myję zęby. A tymczasem jest tak, że nie odrywam się, także myjąc zęby myślę, bo wiem, że mam mało czasu. Chciałbym mieć poczucie, że wychodzę na salę i mam przygotowane to wszystko. Mam orzecznictwo, znam komentarze, literaturę, wiem, jakie są poglądy i to mnie przekonuje, a tamto nie przekonuje. Tak jest rzadko, bo nie ma na to czasu. Jak jest trudna sprawa, to tak robię. Wymyślam sobie, że składam apelację. Badam, jakie argumenty można podnieść. Przerysowuję problem i konsultuję się z sędziami obok. Tam, gdzie są słabe punkty, stawiam ich w sytuacji konieczności ich obrony. Pytam też w rodzinie, żeby zobaczyć, co nieprawnicy powiedzą, czy protokolantka, która jest obok, co się jej wydaje. Nie po to, żeby się umocnić, ale po to, by się zweryfikować, zobaczyć problem z innej strony. To zresztą jest problem jednoosobowego orzekania, że mogą być błędy w percepcji”.
Tyle sędziowie.[2]
 
A teraz o tym, jak to działa. Marcus Raichle, badacz mózgu w trakcie doświadczeń z rezonansem magnetycznym w 1998 r. dokonał odkrycia: gdy osoby badane koncentrowały się na swoich zadaniach i zaczynały myśleć w sposób ukierunkowany, aktywność w określonych rejonach mózgu zawsze spadała, zamiast rosnąć i rosła z powrotem dopiero, kiedy osoby te przestawały wykonywać zadanie.[3] „Prawdopodobnie to właśnie dzieje się na jałowym biegu: mózg idzie sobie na spacer, podczas którego może nie tylko zadbać o wewnętrzny porządek, lecz także nawiązać świeże połączenia między komórkami nerwowymi, stwarzając w ten sposób nowe konteksty dla zgromadzonych faktów. Tak powstają, same z siebie, nowe myśli, a, jeśli mamy szczęście, to także nieoczekiwane przebłyski geniuszu. Wszyscy, którzy są aktywni mentalnie, przeżyli to już nie raz: całymi godzinami człowiek bez rezultatu zastanawia się nad jakimś problemem i dopiero w momencie, kiedy się odpręża, nagle widzi przed sobą rozwiązanie!”.[4]
 
Niezależnie od tego, że jednym z warunków dobrego „obrobienia” sprawy jest pozostawienie jej w spokoju, bez zajmowania się nią, występuje także inny czynnik, natury psychologicznej, który wymaga tego, by sędzia mógł poświęcić sprawie określony czas. Chodzi o działanie tzw. „Systemu 1” i „Systemu 2”. Najpierw zaprezentuję działanie tych Systemów, a następnie spróbuję przeanalizować wpływ tego mechanizmu na orzekanie. Otóż System 1 działa szybko i automatycznie, nawet bez świadomości człowieka. Wykrywa proste prawidłowości, dotyczące jednej rzeczy, nie wątpi, nie pamięta odrzuconych alternatyw, jeśli takie się pojawiły. Odpowiada za tzw. „myślenie szybkie”, w którym mieszczą się dwa rodzaje myślenia intuicyjnego - czyli myślenie fachowe (oparte na wiedzy i doświadczeniu) oraz myślenie heurystyczne (heurystyka w tym kontekście to uproszona reguła wnioskowania, którą człowiek posługuje się nieświadomie). „System 1 mieści w sobie model świata, który pozwala w jednej chwili ocenić, czy dane zdarzenie jest normalne, czy zaskakujące. To on jest źródłem błyskawicznych i często trafnych osądów intuicyjnych. W większości przypadków nawet nie masz świadomości, że wykonał jakieś zadanie.[5] Do takich zadań należy np. rozpoznanie twarzy osoby wchodzącej do pokoju.
 
System 2 zajmuje się zadaniami wymagającymi wysiłku umysłowego, np. porównywania różnych alternatyw, ponieważ, w przeciwieństwie do Systemu 1, ma on zdolność do równoczesnego przechowywania w pamięci sprzecznych informacji, co wymaga wysiłku umysłowego, porównywania rzeczy pod kątem kilku cech albo dokonywania przemyślanego wyboru spomiędzy kilku opcji, wreszcie ma zdolność poddawania w wątpliwość. I jest równoznaczny z tzw. „myśleniem wolnym”.
„Weźmy taki przykład: policz, ile razy na tej stronie pojawia się litera „f”. Nigdy wcześniej nie robiłeś czegoś takiego i nie przychodzi ci to w sposób naturalny. Tylko System 2 potrafi to zrobić. (…) Przypuśćmy teraz, że (…) otrzymujesz nowe polecenie: policz wszystkie przecinki użyte na następnej stronie. To zadanie będzie teraz trudniejsze, bo będziesz musiał przełamywać świeżo wyrobioną w sobie skłonność do skupiania się na literze „f””.[6]
 
Systemy te działają skutecznie, pod warunkiem, że z każdego z nich korzysta się we właściwej sytuacji, ponieważ obydwa mają poważne wady. System 1 nie męczy się, ale jest też źródłem błędów poznawczych. Jest bezkrytyczny, dlatego, że niepewność i wątpliwości to domena Systemu 2. Natomiast System 2 ma z kolei tę wadę, że się szybko męczy. Dochodzi do tzw. „wyczerpania ego”: Jeśli System 2 ma do wykonania jednocześnie wiele zadań lub wiele ich już wykonał, to człowiek jest w stanie uwierzyć „niemal we wszystko”, ponieważ „wątpiący System 2” jest zajęty lub zmęczony. System 2 rozdziela uwagę między działania wymagające wysiłku umysłowego, i wyczerpuje się.
 
System 1 i System 2 poniekąd rządzą procesem poznawczym i procesem decyzyjnym.[7] Powstaje pytanie, jak podzielić pracę między te dwa systemy i jak nimi „zarządzać”? „Na przeskakiwanie do pochopnych wniosków można sobie pozwolić, kiedy wnioski prawdopodobnie okażą się trafne, koszt ewentualnego błędu jest do przyjęcia, a odpowiedź intuicyjna zapewnia dużą oszczędność czasu i wysiłku. Przeskoczenie od razu do odpowiedzi intuicyjnej jest ryzykowne, kiedy znajdujemy się w nieznanej sytuacji, kiedy stawka jest wysoka i kiedy nie ma czasu na zabranie bliższych informacji. W takich okolicznościach prawdopodobne stają się błędy intuicji, którym mogła zapobiec przemyślana interwencja Systemu 2”.[8] Brak czasu, a więc będące jego efektem chaotyczne lub niekonsekwentne postępowanie,[9] i „szybkie” myślenie, prowadzi do korzystania z heurystyk, które mogą prowadzić do błędnych wyników, także tam, gdzie powinny się włączyć wątpliwości i analityczne umiejętności Systemu 2. Daniel Kahneman podkreśla, że ludzie, którzy popełniają błędy cechuje to, że nie sprawdzają podpowiedzi podsuwanej przez System 1, mimo iż sprawdzian jest stosunkowo prosty, i popełniają błąd. Powodem takiej sytuacji może być zarówno „lenistwo” Systemu 2, jak i brak czasu na jego uruchomienie.
 
Niemożliwość dokonania sprawdzenia przez System 2 podpowiedzi generowanych przez System 1 powoduje, że nawet doświadczony sędzia może wydawać kiepskie lub ledwie przeciętne wyroki, czyli takie które traktują problem powierzchownie oraz takie, które, mimo, iż jest prawidłowe, nie przekonują stron. Sędzia działając „ekonomicznie”, niektóre sprawy będzie rozstrzygał bazując na podpowiedziach Systemu 1. Jest to słuszne zwłaszcza wtedy, gdy ma doświadczenie i rozpoznaje w nowych okolicznościach pewne schematy, tak jak mistrz szachowy. Inne jednak sprawy będą wymagały włączenia Systemu 2, który poweźmie wątpliwości i podda sprawę analizie, w tym także z wykorzystaniem różnych alternatyw rozwiązania, czego nie potrafi System 1. Ponadto sędzia musi mieć miejsce w czasie, jak każdy człowiek, który ma podjąć decyzję, na wrzucenie mózgu na „bieg jałowy”, ponieważ wtedy zachodzą w umyśle procesy, które przerabiają zebrane informacje i przemyślenia, przetwarzają je i „wypluwają” do świadomości gotowe rozwiązanie. To wszystko nie odbywa się bez pracy nad sprawą. To wszystko jest częścią pracy nad sprawą. Liczenie czasu trwania spraw (także planowanie ich ilości oraz obciążenia innymi zadaniami) musi uwzględniać fakt, że mozg tak pracuje.  
 
Czas pracy nad zagadnieniem nie jest równoznaczny z czasem wykonywania czynności dotyczących sprawy, takich jak pisanie, czytanie, „załatwianie” czegoś tam. Trzeba móc usiąść i pomyśleć. Albo nawet niekiedy tylko usiąść.
 
Już widzę ministra sprawiedliwości, który zarzuca mi herezję i mówi, że „jeśli czasu poświęconego sprawie nie da się przełożyć na dni i tygodnie, to jak ja sobie w ogóle wyobrażam kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości?!”. Nieistniejący, ale Możliwy Panie Ministrze:
 
Nie wiem.
Ale to nie ja wymyśliłam, że czas działa nielinearnie, nierównomiernie, ma różne przełożenie na efektywność i że „psychologiczny” czas działania „nie spina się” z zegarowym. Takie są fakty, wywiedzione z badań naukowych, i zarządzanie czasem, w tym zarządzanie czasem sędziów, głównie przez ilość i rodzaj przydzielanych im zadań, musi to po prostu brać pod uwagę. Ignorowanie wyników badań z zakresu psychologii jest tak samo skuteczne jak ignorowanie wyników badań z zakresu fizyki, tylko że może mieć gorsze konsekwencje (fizyka radzi sobie mimo ignorowania).
 
Poza tym, Nieistniejący, ale Możliwy Panie Ministrze, żadna herezja dotycząca liczenia czasu, nie powinna Pana zaskoczyć, skoro liczy Pan statystyczny czas trwania sprawy, bez względu na wszelkie okoliczności jej dotyczące, począwszy od jej przedmiotu, a na ludzkich skłonnościach, np. do stawania na głowie by umknąć przed niekorzystnym orzeczeniem, skończywszy. Statystykę da się wykorzystać, jako miernik, ale jej podkręcanie nie przełoży się na skuteczność, więc po co to dalej robić? Tutaj zacytuję dwóch dość skutecznych ludzi, adresując ich myśli do projektantów wymiaru sprawiedliwości:
 
„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i spodziewać się różnych rezultatów” (Albert Einstein, fizyk)
 
„Skuteczność jest miarą prawdy. Jeśli nie jesteś skuteczny, to widocznie prawda, jaką się posługujesz, jest nieaktualna”. (Jacek Walkiewicz, psycholog).


[1] Cytaty pochodzą z badań polegających na przeprowadzeniu wywiadów z sędziami w sądach rejonowych i okręgowym, wydziałach cywilnych, cywilnych odwoławczych, gospodarczych i gospodarczych odwoławczych w dużym mieście w Polsce. W blogu korzystam z kilkunastu wypowiedzi i nie jest to cala pula odpowiedzi na wyżej postawione pytanie, ponieważ takich wywiadów przeprowadziłam kilkadziesiąt i „komplet” odpowiedzi wraz z analizą wyników zaprezentuję w swojej książce. W książce cytaty będą opatrzone informacją, czy stanowią wypowiedź sędziego sądu rejonowego czy okręgowego, bez wskazania instancji okręgu i rodzaju wydziału, przy założeniu, że sprawy gospodarcze wchodzą w zakres prawa cywilnego, co najmniej na potrzeby związane z celami pracy.
[2] Nie zacytowałam jeszcze wszystkich wypowiedzi. Jest ich około 3 razy więcej.
[3] Por. M. E. Raichle, “Behind the scenes of functional brain imaging”, PNAS 1998, 95(3), s. 765-772, za: Urlich Schnabel, “Sztuka leniuchowania. O szczęściu nicnierobienia”, MUZA SA 2014, seria SPECTRUM, s. 111
[4] Ulrich Schnabel, op. cit. s. 114 oraz cytowany tam U. Schnabel, Die Vermessung des Glaubens, Blessing, s. 270
[5] Daniel Kahneman, „Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym”, Poznań 2012 (s. 31, 23 i 15, 51-52, 81, 110-111)
[6] Daniel Kahneman, op. cit. s. 52
[7]Daniel Kahneman, op. cit. Kahneman przyjął tu nazewnictwo zaproponowane przez Keitha Stanovicha i Richarda Westa.
[8] Daniel Kahneman, op. cit. s. 108
[9] Hartmut Laufer, „Podejmowanie decyzji”, s. 38