niedziela, 9 listopada 2014

Czy sędzia leżąc w wannie myśli o sprawie?

Wracam do tematu czasu w sądownictwie i w sądzeniu. W poprzednim poście pisałam o gwarancjach prawnych czasu trwania sprawy i zasygnalizowałam temat względności czasu, która ma wpływ na „odczuwalność” trwania zdarzenia czy ciągu zdarzeń, niezależną od miar „bezwzględnych”, takich jak tydzień, miesiąc czy rok. Blog, w przeciwieństwie do książki, pozwala mi podejść do rzeczy niechronologicznie, co jej źródłem mojego zadowolenia, ponieważ „przemieszanie” tematów raz już ułożonych w szeregu, pozwala niekiedy spojrzeć na rzecz z innej perspektywy. Ma takie samo niezwykle istotne znaczenie, jak montaż w filmie. No to jedziemy. Dziś kładę na stół temat:
 
„Czas równoważony do jakości”
 
Trudno wyobrazić sobie skuteczność w taki sposób: tylko działanie i żadnego myślenia. Zadałam sędziom pytanie, czy mają czas „na myślenie”. Chodzi o myślenie bez podejmowania jakichkolwiek czynności, w tym nawet szukania komentarzach i orzecznictwie. Takie sobie siedzenie w fotelu, przy lampce wina i dumanie nad sprawą lub pozwolenie jej na przepływanie przez głowę. Zapytałam też czy i do czego takie myślenie byłoby im potrzebne.
 
Oto, co odpowiedzieli:[1]
„U mnie jest tak, że ja cały czas chodzę i myślę i rozsupłuję ten węzeł. Jednak żeby usiąść i pomyśleć, obecnie nie mam czasu. To jest właśnie najgorszy aspekt tej pracy”.
„Czas? Tego czasu na myślenie się nie planuje. Po prostu jak problem występuje, to niestety nie zostawia się go zamykając gabinet. To jest taka praca, o której nie da się nie myśleć. To nie jest tak, że idę do domu i już nie myślę o pracy. Czasem myślę na rowerze, na zakupach, przy sprzątaniu czy gotowaniu. Ale nie dlatego, że wtedy mi się fajnie myśli, ale dlatego, że dany problem mi się nasuwa.  Często jest tak, że przy biurku się nie wymyśli, tylko dopiero jak sprawa zapuści korzenie. Po przebudzeniu ma się rozwiązanie problemu, nad którym się myślało trzy dni. Jeśli decyzja w sprawie jest oczywista, to nie zostawia śladu w głowie. Ale jeśli sprawa jest trudna, zawikłana, najczęściej prawnie, choć faktycznie też, to póki się ma ją na myśli, trudno się oderwać”.
„Siedzą sprawy w głowie i się uaktywniają w czasie odkurzania. Pod prysznicem przychodzi mi na przykład do głowy, gdzie coś sprawdzić. Nawet jak są trzy tygodnie urlopu, to przez pierwszy jeszcze się myśli o sprawach, a przez ostatni – już się myśli. To rodzaj natręctwa”.
„W korkach. Generalnie myśli się w korkach. Są sprawy, z którymi trzeba się przespać. Dlatego nigdy nie stosuję metody przygotowywania się do wokandy na jutro, zawsze wcześniej. Nigdy nie piszę uzasadnienia w ostatnim dniu. Nie dopuszczam, do sytuacji, by zamknąć sprawę i potem zacząć nad nią myśleć”.
"Decyzję trzeba podejmować szybko. Nie ma czasu na doktoryzowanie się nad problemem. Przy takiej ilości decyzji, podjąć ją jeszcze szybko, to jest obciążające. Nie ma czasu zastanowić się sensownie nad sprawą. Zastanawiamy się, ile możemy. Każdy chce, jak przychodzi do sądu raz w życiu, żeby sędzia się pochylił nad jego problemem, a nie rozwiązywał jego problem o pierwszej w nocy, padając już ze zmęczenia. Poniedziałek szykowanie wokandy, wtorek na sali, środa przygotowanie wokandy, czwartek na sali no i w piątek nie wiadomo, na co się rzucić – na pocztę, na uzasadnienia, czy na problemy, które są w przyszłym tygodniu na wokandzie.”
„Najlepiej przygotowane są te sprawy, które właśnie się kończą, a inne… po prostu się toczą”.
"Dla mnie ważny jest pokój, z muzyką. I żeby siedzieć samemu. To jest ważne dla pracy koncepcyjnej”.
„Myślenie? Kiedy? Np. jeśli Idę na urlop, to po urlopie muszę wszystko trzeba nadrobić – sprawy spływają cały czas. Po urlopie mam 300 akt w gabinecie, następnego dnia czy jeszcze kolejnego -  wokandę. Asystent nie pracuje w czasie urlopu sędziego. A mógłby obsługiwać już sprawę. Dlatego jest tyle sędziów w Polsce, skoro sędzia zajmuje się formalną obsługą sprawy. Mogliby to robić wykwalifikowani urzędnicy. Np. teraz ksero może wydać sekretariat, kiedyś też musiał sędzia to podpisywać. Muszę zajmować się egzekucją, jak strona nie płaci za biegłego. Muszę nadawać klauzulę i sprawdzić, czy zapłacił. A ja przecież tę sprawę już skończyłam. Referendarz nie ma czasu, więc jak już jest coś u sędziego, jakieś akta, to niech sędzia sobie wszystko w nich obsługuje”.
„Nienormowany czas pracy jest pułapką. Można w jednym zdaniu nałożyć nielimitowany zakres pracy. To są dwa zdania – sprawy z zakresu takiego, a takiego, w wymiarze iluś wokand w miesiącu… Pytanie, czy zgodna  etyką zawodową jest taka praca, która polega na podejmowaniu decyzji w takim trybie, kiedy nie mam czasu pomyśleć. Kogo obciążają konsekwencje?”.
„To jest rodzaj niewolnictwa. Człowiek ma głowę zapchaną. Nie da się uciec, myśli się. Z tym zastrzeżeniem, że np. 140 spraw na raz nie pozwala na myślenie”.
„Ja tylko w taki sposób pracuję. Muszę myśleć na spokojnie. W inny sposób nie pracuję. Po tylu latach wiem, mniej więcej, ile czasu na jaką sprawę mój mózg  potrzebuje, by przerobić informacje. Najwięcej pracy koncepcyjnej kosztowała mnie sprawa, jeśli chodzi o rozwikłanie problemu prawnego, która zabrała trzy miesiące na rozwikływanie. A potem wynik dał dużą satysfakcję”.
„Na to czasu osobnego nie ma – „na siedzenie w wannie i myślenie”. Stoi się w korku. Wracając z pracy często myślę o sprawach. Zdarza się, że budzę się z myślą o sprawie. Opowiadam bliskim jeśli jest sprawa czysto życiowa, bo chcę poznać taki odbiór ludzki. Rozmawiam też z sędziami. Przeżywamy te sprawy”.
„Jest rzecz, która jest sędziemu potrzebna: żeby nie miał nadmiernego referatu, bo nie jest w stanie nad nim zapanować i nie ma czasu na zastanowienie się nad trudniejszymi sprawami - bo łatwiejsze to tam jakoś idą. To jest kosztem rzetelnego podejścia do sprawy w kontekście braku czasu. Nawet podobne do siebie sprawy, tak naprawdę są każda inna, bo np. jeśli chodzi o zachowek, to jeden z darowiznami, inny bez, zawsze coś tam jest indywidualizującego sprawę. Czy odwołanie darowizny. Każde okoliczności rodzinne są inne, nie ma jednakowych spraw. Nad każdą trzeba się zastanowić oddzielnie. A teraz referaty mamy 180/220/500”. (różne liczby, ponieważ to zależy od tego, czy sąd rejonowy czy okręgowy i czy pierwsza instancja czy odwoławczy).
„Chodzi o orzeczenie oparte na przemyśleniu sprawy, na przeczytaniu orzecznictwa, wręcz takim oddechu – czasem dobra decyzja zapada po takim oddechu. Ona się inkubuje. O tym się nie mówi, niestety. Traktuje się sąd jako źródło wydawania orzeczeń jedno za drugim, w szybkim tempie”.
„Komfortowo byłoby, żeby tydzień przed wokandą wrócić do sprawy i obmyśleć. Nie ma tego komfortu, zwłaszcza, że jest umowa iż na wokandzie jest np. 9 spraw, dwie wokandy tygodniowo, co oznacza, że trzeba mieć w tygodniu przygotowanych i przemyślanych 18 spraw, średnio. To może kuleć, jeśli chodzi o proces podejmowania decyzji. Bo czasami nie ma fizycznej możliwości, żeby pomyśleć. A jest już etap sprawy, kiedy trzeba wydać wyrok. Nie mogę powiedzieć stronom: proszę państwa, odraczam rozprawę, bo nie wiem jeszcze co zrobić, muszę pomyśleć, pochodzić z tym. Zdarza mi się, że mam już decyzję, ale nie chcę jej jeszcze ogłaszać, chcę się z nią jeszcze przespać. Wtedy mam te dwa tygodnie od zamknięcia rozprawy. Są takie sprawy, w których człowiek bije się z myślami i do końca nie wie, co zrobić, kładzie się z jakąś opcją, budzi i myśli: nie, jednak jest inaczej”. „To, czego mnie brakuje w tej pracy to czas na przemyślenie. Jest tak, że idzie się na zakupy, czy robi się kolację i nie myśli się o sprawach, a wtedy przychodzi rozwiązanie. Tak powinno być. Ale rzadko mam tak, że mogę naprawdę nie myśleć o pracy. Zdarza się, że jutro jest publikacja, a ja jeszcze nie jestem przekonany. Gdyby móc się tak w oderwaniu zająć czymś innym, to ten proces decyzyjny tez byś się gdzieś tam rodził samoistnie. Kiedy nie myślę o pracy, przychodzi rozwiązanie, kiedy myję zęby. A tymczasem jest tak, że nie odrywam się, także myjąc zęby myślę, bo wiem, że mam mało czasu. Chciałbym mieć poczucie, że wychodzę na salę i mam przygotowane to wszystko. Mam orzecznictwo, znam komentarze, literaturę, wiem, jakie są poglądy i to mnie przekonuje, a tamto nie przekonuje. Tak jest rzadko, bo nie ma na to czasu. Jak jest trudna sprawa, to tak robię. Wymyślam sobie, że składam apelację. Badam, jakie argumenty można podnieść. Przerysowuję problem i konsultuję się z sędziami obok. Tam, gdzie są słabe punkty, stawiam ich w sytuacji konieczności ich obrony. Pytam też w rodzinie, żeby zobaczyć, co nieprawnicy powiedzą, czy protokolantka, która jest obok, co się jej wydaje. Nie po to, żeby się umocnić, ale po to, by się zweryfikować, zobaczyć problem z innej strony. To zresztą jest problem jednoosobowego orzekania, że mogą być błędy w percepcji”.
Tyle sędziowie.[2]
 
A teraz o tym, jak to działa. Marcus Raichle, badacz mózgu w trakcie doświadczeń z rezonansem magnetycznym w 1998 r. dokonał odkrycia: gdy osoby badane koncentrowały się na swoich zadaniach i zaczynały myśleć w sposób ukierunkowany, aktywność w określonych rejonach mózgu zawsze spadała, zamiast rosnąć i rosła z powrotem dopiero, kiedy osoby te przestawały wykonywać zadanie.[3] „Prawdopodobnie to właśnie dzieje się na jałowym biegu: mózg idzie sobie na spacer, podczas którego może nie tylko zadbać o wewnętrzny porządek, lecz także nawiązać świeże połączenia między komórkami nerwowymi, stwarzając w ten sposób nowe konteksty dla zgromadzonych faktów. Tak powstają, same z siebie, nowe myśli, a, jeśli mamy szczęście, to także nieoczekiwane przebłyski geniuszu. Wszyscy, którzy są aktywni mentalnie, przeżyli to już nie raz: całymi godzinami człowiek bez rezultatu zastanawia się nad jakimś problemem i dopiero w momencie, kiedy się odpręża, nagle widzi przed sobą rozwiązanie!”.[4]
 
Niezależnie od tego, że jednym z warunków dobrego „obrobienia” sprawy jest pozostawienie jej w spokoju, bez zajmowania się nią, występuje także inny czynnik, natury psychologicznej, który wymaga tego, by sędzia mógł poświęcić sprawie określony czas. Chodzi o działanie tzw. „Systemu 1” i „Systemu 2”. Najpierw zaprezentuję działanie tych Systemów, a następnie spróbuję przeanalizować wpływ tego mechanizmu na orzekanie. Otóż System 1 działa szybko i automatycznie, nawet bez świadomości człowieka. Wykrywa proste prawidłowości, dotyczące jednej rzeczy, nie wątpi, nie pamięta odrzuconych alternatyw, jeśli takie się pojawiły. Odpowiada za tzw. „myślenie szybkie”, w którym mieszczą się dwa rodzaje myślenia intuicyjnego - czyli myślenie fachowe (oparte na wiedzy i doświadczeniu) oraz myślenie heurystyczne (heurystyka w tym kontekście to uproszona reguła wnioskowania, którą człowiek posługuje się nieświadomie). „System 1 mieści w sobie model świata, który pozwala w jednej chwili ocenić, czy dane zdarzenie jest normalne, czy zaskakujące. To on jest źródłem błyskawicznych i często trafnych osądów intuicyjnych. W większości przypadków nawet nie masz świadomości, że wykonał jakieś zadanie.[5] Do takich zadań należy np. rozpoznanie twarzy osoby wchodzącej do pokoju.
 
System 2 zajmuje się zadaniami wymagającymi wysiłku umysłowego, np. porównywania różnych alternatyw, ponieważ, w przeciwieństwie do Systemu 1, ma on zdolność do równoczesnego przechowywania w pamięci sprzecznych informacji, co wymaga wysiłku umysłowego, porównywania rzeczy pod kątem kilku cech albo dokonywania przemyślanego wyboru spomiędzy kilku opcji, wreszcie ma zdolność poddawania w wątpliwość. I jest równoznaczny z tzw. „myśleniem wolnym”.
„Weźmy taki przykład: policz, ile razy na tej stronie pojawia się litera „f”. Nigdy wcześniej nie robiłeś czegoś takiego i nie przychodzi ci to w sposób naturalny. Tylko System 2 potrafi to zrobić. (…) Przypuśćmy teraz, że (…) otrzymujesz nowe polecenie: policz wszystkie przecinki użyte na następnej stronie. To zadanie będzie teraz trudniejsze, bo będziesz musiał przełamywać świeżo wyrobioną w sobie skłonność do skupiania się na literze „f””.[6]
 
Systemy te działają skutecznie, pod warunkiem, że z każdego z nich korzysta się we właściwej sytuacji, ponieważ obydwa mają poważne wady. System 1 nie męczy się, ale jest też źródłem błędów poznawczych. Jest bezkrytyczny, dlatego, że niepewność i wątpliwości to domena Systemu 2. Natomiast System 2 ma z kolei tę wadę, że się szybko męczy. Dochodzi do tzw. „wyczerpania ego”: Jeśli System 2 ma do wykonania jednocześnie wiele zadań lub wiele ich już wykonał, to człowiek jest w stanie uwierzyć „niemal we wszystko”, ponieważ „wątpiący System 2” jest zajęty lub zmęczony. System 2 rozdziela uwagę między działania wymagające wysiłku umysłowego, i wyczerpuje się.
 
System 1 i System 2 poniekąd rządzą procesem poznawczym i procesem decyzyjnym.[7] Powstaje pytanie, jak podzielić pracę między te dwa systemy i jak nimi „zarządzać”? „Na przeskakiwanie do pochopnych wniosków można sobie pozwolić, kiedy wnioski prawdopodobnie okażą się trafne, koszt ewentualnego błędu jest do przyjęcia, a odpowiedź intuicyjna zapewnia dużą oszczędność czasu i wysiłku. Przeskoczenie od razu do odpowiedzi intuicyjnej jest ryzykowne, kiedy znajdujemy się w nieznanej sytuacji, kiedy stawka jest wysoka i kiedy nie ma czasu na zabranie bliższych informacji. W takich okolicznościach prawdopodobne stają się błędy intuicji, którym mogła zapobiec przemyślana interwencja Systemu 2”.[8] Brak czasu, a więc będące jego efektem chaotyczne lub niekonsekwentne postępowanie,[9] i „szybkie” myślenie, prowadzi do korzystania z heurystyk, które mogą prowadzić do błędnych wyników, także tam, gdzie powinny się włączyć wątpliwości i analityczne umiejętności Systemu 2. Daniel Kahneman podkreśla, że ludzie, którzy popełniają błędy cechuje to, że nie sprawdzają podpowiedzi podsuwanej przez System 1, mimo iż sprawdzian jest stosunkowo prosty, i popełniają błąd. Powodem takiej sytuacji może być zarówno „lenistwo” Systemu 2, jak i brak czasu na jego uruchomienie.
 
Niemożliwość dokonania sprawdzenia przez System 2 podpowiedzi generowanych przez System 1 powoduje, że nawet doświadczony sędzia może wydawać kiepskie lub ledwie przeciętne wyroki, czyli takie które traktują problem powierzchownie oraz takie, które, mimo, iż jest prawidłowe, nie przekonują stron. Sędzia działając „ekonomicznie”, niektóre sprawy będzie rozstrzygał bazując na podpowiedziach Systemu 1. Jest to słuszne zwłaszcza wtedy, gdy ma doświadczenie i rozpoznaje w nowych okolicznościach pewne schematy, tak jak mistrz szachowy. Inne jednak sprawy będą wymagały włączenia Systemu 2, który poweźmie wątpliwości i podda sprawę analizie, w tym także z wykorzystaniem różnych alternatyw rozwiązania, czego nie potrafi System 1. Ponadto sędzia musi mieć miejsce w czasie, jak każdy człowiek, który ma podjąć decyzję, na wrzucenie mózgu na „bieg jałowy”, ponieważ wtedy zachodzą w umyśle procesy, które przerabiają zebrane informacje i przemyślenia, przetwarzają je i „wypluwają” do świadomości gotowe rozwiązanie. To wszystko nie odbywa się bez pracy nad sprawą. To wszystko jest częścią pracy nad sprawą. Liczenie czasu trwania spraw (także planowanie ich ilości oraz obciążenia innymi zadaniami) musi uwzględniać fakt, że mozg tak pracuje.  
 
Czas pracy nad zagadnieniem nie jest równoznaczny z czasem wykonywania czynności dotyczących sprawy, takich jak pisanie, czytanie, „załatwianie” czegoś tam. Trzeba móc usiąść i pomyśleć. Albo nawet niekiedy tylko usiąść.
 
Już widzę ministra sprawiedliwości, który zarzuca mi herezję i mówi, że „jeśli czasu poświęconego sprawie nie da się przełożyć na dni i tygodnie, to jak ja sobie w ogóle wyobrażam kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości?!”. Nieistniejący, ale Możliwy Panie Ministrze:
 
Nie wiem.
Ale to nie ja wymyśliłam, że czas działa nielinearnie, nierównomiernie, ma różne przełożenie na efektywność i że „psychologiczny” czas działania „nie spina się” z zegarowym. Takie są fakty, wywiedzione z badań naukowych, i zarządzanie czasem, w tym zarządzanie czasem sędziów, głównie przez ilość i rodzaj przydzielanych im zadań, musi to po prostu brać pod uwagę. Ignorowanie wyników badań z zakresu psychologii jest tak samo skuteczne jak ignorowanie wyników badań z zakresu fizyki, tylko że może mieć gorsze konsekwencje (fizyka radzi sobie mimo ignorowania).
 
Poza tym, Nieistniejący, ale Możliwy Panie Ministrze, żadna herezja dotycząca liczenia czasu, nie powinna Pana zaskoczyć, skoro liczy Pan statystyczny czas trwania sprawy, bez względu na wszelkie okoliczności jej dotyczące, począwszy od jej przedmiotu, a na ludzkich skłonnościach, np. do stawania na głowie by umknąć przed niekorzystnym orzeczeniem, skończywszy. Statystykę da się wykorzystać, jako miernik, ale jej podkręcanie nie przełoży się na skuteczność, więc po co to dalej robić? Tutaj zacytuję dwóch dość skutecznych ludzi, adresując ich myśli do projektantów wymiaru sprawiedliwości:
 
„Szaleństwem jest robić wciąż to samo i spodziewać się różnych rezultatów” (Albert Einstein, fizyk)
 
„Skuteczność jest miarą prawdy. Jeśli nie jesteś skuteczny, to widocznie prawda, jaką się posługujesz, jest nieaktualna”. (Jacek Walkiewicz, psycholog).


[1] Cytaty pochodzą z badań polegających na przeprowadzeniu wywiadów z sędziami w sądach rejonowych i okręgowym, wydziałach cywilnych, cywilnych odwoławczych, gospodarczych i gospodarczych odwoławczych w dużym mieście w Polsce. W blogu korzystam z kilkunastu wypowiedzi i nie jest to cala pula odpowiedzi na wyżej postawione pytanie, ponieważ takich wywiadów przeprowadziłam kilkadziesiąt i „komplet” odpowiedzi wraz z analizą wyników zaprezentuję w swojej książce. W książce cytaty będą opatrzone informacją, czy stanowią wypowiedź sędziego sądu rejonowego czy okręgowego, bez wskazania instancji okręgu i rodzaju wydziału, przy założeniu, że sprawy gospodarcze wchodzą w zakres prawa cywilnego, co najmniej na potrzeby związane z celami pracy.
[2] Nie zacytowałam jeszcze wszystkich wypowiedzi. Jest ich około 3 razy więcej.
[3] Por. M. E. Raichle, “Behind the scenes of functional brain imaging”, PNAS 1998, 95(3), s. 765-772, za: Urlich Schnabel, “Sztuka leniuchowania. O szczęściu nicnierobienia”, MUZA SA 2014, seria SPECTRUM, s. 111
[4] Ulrich Schnabel, op. cit. s. 114 oraz cytowany tam U. Schnabel, Die Vermessung des Glaubens, Blessing, s. 270
[5] Daniel Kahneman, „Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym”, Poznań 2012 (s. 31, 23 i 15, 51-52, 81, 110-111)
[6] Daniel Kahneman, op. cit. s. 52
[7]Daniel Kahneman, op. cit. Kahneman przyjął tu nazewnictwo zaproponowane przez Keitha Stanovicha i Richarda Westa.
[8] Daniel Kahneman, op. cit. s. 108
[9] Hartmut Laufer, „Podejmowanie decyzji”, s. 38

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Absurdalne pytanie: "Ile powinna trwać sprawa sądowa?" - część 1


„Jak długo trwa jedna godzina? To pytanie tylko na pozór wydaje się trywialne. (…) Godzina spędzona na czekaniu na tramwaj wydaje się nieskończenie długa, godzina w poczekalni u lekarza jeszcze do wytrzymania, godzina pobytu na lotnisku przed lotem międzykontynentalnym mija w mgnieniu oka. Kryje się za tym wspomnienie dawniejszych godzin spędzonych na przystankach, w gabinetach lekarskich, na lotniskach. Aby sobie wyobrazić takie odcinki czasu, potrzebujemy pamięci”. [1]

Ile powinna trwać sprawa sądowa?

Postawienie tego pytania to ciekawy test. Przyjrzyjmy się hipotetycznym odpowiedziom:

"Tyle ile trzeba, żebym wygrał" - Obywatel I, który ma aktualnie sprawę w sądzie.

"Tyle, ile trzeba, żeby wyrok był sprawiedliwy" - Obywatel, II który chwilowo nie ma żadnej sprawy w sądzie. 

"To zależy jaka sprawa. Należało by raczej postawić pytanie: jak policzyć, ile powinna trwać sprawa sądowa" - Pragmatyk (w tym wielu sędziów)

"Szybko" - Minister Sprawiedliwości (dowolny). Gramatycznie byłoby odpowiedzieć: "jak najkrócej", ale ministrom sprawiedliwości reforma wymiaru sprawiedliwości zwykle łączy się tylko z jednym: "Ma być szybko", więc wypowiadzenie słowa "szybko" jest reakcją odruchową.


Test polegał na tym, żeby sprawdzić, kto się zorientuje, że na tak postawione pytanie: "Ile powinna trwać sprawa sądowa?" - nie da się odpowiedzieć. Trzeba skorzystać z rady Pragmatyka i zastanowić się JAK LICZYC czas sprawy. Zgodnie z gwarancjami Konstytucji i Konwencji, sprawa ma być rozstrzygnięta, odpowiednio, "bez nieuzasadnionej zwłoki" i "w rozsądnym terminie".

Nb w literaturze prawniczej pisze się, że sformułowania te należy wykładać jako synonimiczne. Z prawnego punktu widzenia jest to słuszne. Jednak trudno się oprzeć wrażeniu, że one, językowo, synonimiczne nie są. "W rosądnym terminie" to sformułowanie odważne, wykładające kawę na ławę; sformułowanie "bez nieuzasadnionej zwłoki" jest zachowawcze, ostrożne, "przykucnięte": zostawia sobie margines na "uzasadnioną zwłokę". Niekiedy państwa, w tym Polska, usiłują w ten margines wcisnąć "trudności kadrowo - organizacyjne", na co ETPC, rzecz jasna, nie godzi się.

Wracając do sedna: jak policzyć, ile powinna trwać sprawa sądowa. Zobaczmy.
Orzeczenie ma być sprawiedliwe, czyli:

 
jakościowo dobre

wykorzystywany zasób 1: jakość

za ten zasób płaci się czasem

 i szybkie
na tyle, by negatywne skutki niesprawiedliwego stanu rzeczy,
nie zniweczyły późniejszego, sprawiedliwego rozstrzygnięcia

wykorzystywany zasób 2: czas
 za ten zasób płaci się jakością

 
„Nie jest rozstrzygnięciem sprawiedliwym zarówno takie, które zapadło szybko, ale jest merytorycznie wadliwe jak i takie, które jest merytorycznie poprawne, lecz wydano je ze zwłoką” [2] Sędzia liniowy ujął to w krótkich żołnierskich slowach: „Nawet jeśli sprawa nie jest przeanalizowana od A do Z, to ważne, by strona miała 90 % szybko, niż 100 % po pięciu latach”. [3]

No to mamy jak na dłoni, jak postawić problem: są dwa zasoby, ale korzystanie z któregokolwiek z nich, łapczywie pożera drugi.

Przy okazji: stąd wypływa wniosek, że czas nie jest nadrzędnym elementem rzetelnego procesu. Konieczne jest zachowanie równowagi między szybkością, a jakością. Wypowiedział się w tym zakresie Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 13 maja 2002 r., stwierdzając, że postulat szybkości postępowania cywilnego, mający u podstaw dyrektywę przeciwdziałania przewlekłości postępowania, jest jednak ograniczony zastrzeżeniem, że dążenie do tego, aby rozstrzygnięcie nastąpiło na pierwszym posiedzeniu, może mieć uzasadnienie tylko wówczas, jeśli jest to możliwe dla wyjaśnienia sprawy. [4]

Sama szybkość nie zapewni skutecznego wymiaru sprawiedliwości. Sama jakość nie zapewni skutecznego wymiaru sprawiedliwości. A trzymanie ich w równowadze boli i kosztuje, a na dodatek nie bardzo wiadomo, gdzie ten punkt równowagi się mieści.

Jest jednak jeszcze jeden zasób, ktory, przy właściwym zarządzaniu wszystkimi trzema, może prowadzić do stabilinej skuteczności wymiaru sprawiedliwości. Tym trzecim zasobem, obok jakości i czasu jest:

 
MATERIAŁ

 
Jeśli chce się stworzyć jakieś dzieło szybko i dobrze, to z materiału trzeba korzystać umiejętnie.

 
Czyli 

krzystać z niego zgodnie z przeznaczeniem;

nie trwonić go na inne, mniej wymagające, cele; 

odpowiednio przechowywać;

konserwować;

nie nadwyrężać;

ulepszać, żeby odpowiadał standardom;

 
Jeśli twórca dzieła nie zastosuje tych zasad, to materiał się zmarnuje, a dzieło będzie kiepskie. 

 
Jeśli tym dziełem będzie, dajmy na to, skuteczny wymiar sprawiedliwości, to tym materiałem, z ktorego trzeba korzystać  umiejętnie, jest...

 

 

SĘDZIA

 

 

c.d.n.


 





[1[ Stefan Klein, „Czas. Przewodnik użytkownika”, Warszawa 2009, s. 24
[2] SSR w Krakowie, w wywiadzie prowadzonym w ramach badań naukowych
[3]Raport „Skuteczny wymiar sprawiedliwości – działania Ministerstwa Sprawiedliwości na 500 dni”, sierpień 2010 r., s. 4
[4]  Uzasadnienie do wyroku TK z 13.05.2002 r., SK 32/01, OTK-A 2002, nr 3, poz. 31 

piątek, 8 sierpnia 2014

To sędzia musi się zająć paczkowanym lodem

Kiedy w 2004 r. huragan Charley pustoszył Florydę, stacje benzynowe podniosły cenę lodu w paczkach z 2 do 10 $. Domowe agregaty prądotwórcze podrożały z 250 do 2000 $. W USA Today ukazał się artykuł „Po huraganie nadciągają sępy”. Stanowy prokurator generalny Charlie Crist powiedział, że dla niego zdumiewająca jest chciwość, wiodąca do korzystania na czyimś nieszczęściu spowodowanym huraganem. Otrzymał zresztą wiele skarg dotyczących zwiększenia cen w związku z huraganem, ponieważ na Florydzie obowiązuje zakaz śrubowania cen. Jednak egzekwowanie tego zakazu i nakładanie kar spotkało się z kolei z krytyką ekonomistów. Wskazywali, że o ile w średniowiecznej filozofii wymianą dóbr miała rządzić „cena sprawiedliwa” określana tradycją lub rzeczywistą wartością rzeczy, o tyle w społeczeństwach rynkowych nic takiego nie istnieje, bo o cenie decyduje popyt i podaż. Ekonomista Thomas Sowell dowodził, że zarzut śrubowania cen pojawia się, jak ceny znacząco odbiegają od tych, do których się ludzie przyzwyczaili. A to nie powinno być, jego zdaniem, argumentem na rzecz określania tych cen „niesprawiedliwymi”, w sensie moralnym. Inny komentator wskazywał, że nie można określić chciwością żądania takiej ceny, którą nabywca jest skłonny zapłacić. Michael Sandel wskazuje, że tak naprawdę dyskusja o wyśrubowanych cenach i zabraniających ich regulacjach, jest rozmową o sprawiedliwości. A sposoby myślenia o sprawiedliwości są różne, bo skupiają się w tym przypadku wokół trzech idei:[1]
idei maksymalizacji dobrobytu,
idei poszanowania wolności i
idei krzewienia cnoty obywatelskiej
 
Zarówno zwolennicy jak i przeciwnicy zakazu śrubowania cen sięgają do tych trzech idei.
Ci, którzy akceptują śrubowanie cen i nie chcą zakazu, mówią, że każdy ma prawo dążyć do maksymalizacji zysku i dobrobytu. Poza tym śrubowanie cen w takiej sytuacji jest dobre, ponieważ wysokie ceny pozwolą przybyć usługodawcom i sprzedawcom z innych stron, by jak najszybciej usunąć skutki huraganu.
Ci, którzy nie akceptują śrubowania cen i chcą zakazu wskazują, że wykorzystywanie sytuacji kryzysowej dla zysku nie może przynieść dobrobytu tak samo jako nie prowadzi do niego nagradzanie lub co najmniej przyzwalanie na czerpanie korzyści z chciwości.
 
Ci, którzy akceptują śrubowanie, że ludzie są wolni i jeśli ustalają ceny w ten sposób, że chętni kupują za określoną cenę jakieś rzeczy, które sprzedają inni, to trzeba na to pozwolić, w imię idei wolności.
Ci, którzy nie akceptują śrubowania wskazują, że kupowanie towarów lub płacenie za hotele w ucieczce przed huraganem, nie jest przejawem dokonania wolnego wyboru, lecz raczej przejawem wykorzystywania cudzej przymusowej sytuacji.
  
Ci, którzy akceptują śrubowanie mówią, że nie sposób jest regulować kwestie cnót (np. tępienia chciwości) prawnie, ponieważ ta sfera powinna zostać prawnie neutralna. W przeciwnym razie powstanie nierozwiązywalny spór o to, co jest cnotą wartą nagrody, a co wadą wartą kary.
Ci, którzy nie akceptują śrubowania wskazują, że kształtowanie pewnych cnót w społeczeństwie lub co najmniej nie zezwalanie na nagradzanie wad, stanowi warunek dobrego społeczeństwa i rolą państwa jest takie kształtować, chroniąc społeczeństwo np. przed przejawami skrajnej chciwości.
  
Sandel podkreśla jednocześnie, że dyskusje „zwykłych ludzi” nie odwołują nawet do tych trzech idei. „Poparcie opinii publicznej dla zakazu śrubowania cen płynie raczej z głębokiego odruchu, a nie z koncepcji dobrobytu czy wolności. Ludzi oburzają „sępy” (…) Takie odczucia często bywają ignorowane, jako atawistyczne emocje, które nie powinny mieć wpływu na politykę i prawo. (…) Oburzenie na tych, którzy śrubują ceny, to coś więcej niż bezmyślny gniew. Wskazuje ono na pewien argument, który warto potraktować poważnie. Oburzenie to szczególna odmiana gniewu, który płynie z przekonania, że ludzie otrzymują rzeczy, na które nie zasłużyli. Tego rodzaju oburzenie wynika z poczucia niesprawiedliwości”.[2] W porządku – ale jakie są dalsze konsekwencje? Sandel kontynuuje: „Ale kto miałby decydować o tym, co jest cnotą, a co wadą? W końcu obywatele pluralistycznych społeczeństw mają rożne poglądy na ten temat. I czy nie jest ryzykowne narzucać określone opinie na temat cnoty aktami prawnymi? (…) Oburza nas (…) chciwość, która karmi się ludzkim cierpieniem, powinna naszym zdaniem zostać ukarana, a nie nagrodzona. Mimo to czujemy pewien dyskomfort, kiedy opinie na temat cnót stają się prawem”.[3]
Czy ten dylemat jest w ogóle rozwiązywalny? Sandel pokazuje, jakie rozwiązania proponowano dotychczas: „Ten dylemat prowadzi nas do jednego z podstawowych pytań filozofii politycznej: czy sprawiedliwe społeczeństwo stara się dążyć do krzewienia cnoty wśród swych obywateli? Czy też prawo powinno być neutralne wobec konkurencyjnych koncepcji cnoty, tak, żeby obywatele mogli wybrać, jak chcą żyć? Według podręcznikowego ujęcia tego problemu odpowiedź na powyższe pytanie odróżnia starożytną myśl od nowożytnej. (…) Arystoteles uczy, że sprawiedliwie jest dać ludziom to, na co zasługują. A żeby ustalić, kto na co zasługuje, musimy rozstrzygnąć, które cnoty są warte nagród. (…) Arystoteles utrzymuje, że aby stworzyć sprawiedliwe przepisy, trzeba najpierw określić, jaki sposób życia jest najwłaściwszy.. Jego zdaniem prawo nie może pozostawać neutralne w tym zakresie. W odróżnieniu od niego nowożytni filozofowie polityczni – począwszy od Immanuela Kanta w XVIII wieku po Johna Rawlsa w XX wieku – przekonują, że zasady sprawiedliwości leżące u podstaw naszych praw nie powinny opierać się na żadnej konkretnej koncepcji cnoty”.[4]
  
Wydawać by się mogło, że problem „zakazu śrubowania cen” nie jest problemem sędziego, jako uosobienia wymiaru sprawiedliwości, lecz ustawodawcy. Ten ostatni zajmuje się kwestiami sprawiedliwości materialnej i rozstrzygnięcia w tym zakresie ujmowane są w ramy polityki państwa w danej kwestii wymagającej rozstrzygnięcia oraz przekuwane w przepisy prawne (albo nie przekuwane, jeśli ustawodawca dojdzie do wniosku, że dana sfera nie powinna być przedmiotem regulacji prawnej).
Jednak ustawodawca dzieli się, niekiedy, tą władzą decydowania, z wymiarem sprawiedliwości czyli de facto z sędziami. Dokonuje tego posługując się klauzulami generalnymi lub pojęciami niedookreślonymi. W chwili stanowienia przepisów, jako norm abstrakcyjnych nie mają swojej „na amen” ustalonej treści, ponieważ treść będzie je wypełniała w miarę rozwoju (ewentualnie „zwoju”) społeczeństwa i stosowanie do sytuacji konkretnych, nie abstrakcyjnych. Tym samym wskazany dylemat ceny paczki lodu lub agregatu prądowego, na pozór nie interesujący sędziego, staje się interesujący w chwili, gdy weźmie się pod uwagę jakie przepisy obowiązują: zakaz śrubowania cen (lub jego brak) czy przepisy pozwalające (lub jak kto woli – zmuszające) do podjęcia decyzji „politycznych”, a filozoficznie ujmując decyzji dotyczących sprawiedliwości materialnej.
 
W Polskim prawie cywilnym istnieje grupa takich przepisów, które można zastosować do paczkowanego lodu i agregatów. I na pewno nie mają one charakteru „zakazu śrubowania cen” jako regulacji pozwalającej zastosować jakiś algorytm. To są przepisy, które, wolą ustawodawcy, składają w ręce sędziego decydowanie o tym, co jest sprawiedliwie (w sensie sprawiedliwości materialnej, nie proceduralnej, której gwarantowanie przez sędziów jest na porządku dziennym, jako jedna z ich podstawowych ról).
Pierwszy przepis, który przychodzi do głowy w takiej sytuacji, to przepis regulujący kwestię wyzysku, art. 388 k.c.:
 
Art. 388 § 1. Jeżeli jedna ze stron, wyzyskując przymusowe położenie, niedołęstwo lub niedoświadczenie drugiej strony, w zamian za swoje świadczenie przyjmuje albo zastrzega dla siebie lub dla osoby trzeciej świadczenie, którego wartość w chwili zawarcia umowy przewyższa w rażącym stopniu wartość jej własnego świadczenia, druga strona może żądać zmniejszenia swego świadczenia lub zwiększenia należnego jej świadczenia, a w wypadku gdy jedno i drugie byłoby nadmiernie utrudnione, może ona żądać unieważnienia umowy.
§ 2. Uprawnienia powyższe wygasają z upływem lat dwóch od dnia zawarcia umowy.
 
Oprócz niego do wykorzystania są przepisy o wadach oświadczenia woli czyli art. 84-88 k.c., o nieważności czynności prawnej sprzecznej z zasadami współżycia społecznego czyli art. 58 § 2 k.c., o miarkowaniu kary umownej czyli art. 484 § 2 k.c., o niwelowaniu dysproporcji w korzyściach w przypadku eksploatacji utworów czyli art. 44 Pr. aut. czy regulacji z zakresu ochrony konsumentów, czyli np. art. 3851. § 1 k.c.[5]
  
No i okazuje się, że polityczny problem sprawiedliwości w sprawie paczkowanego lodu i agregatów prądowych, staje się wyzwaniem dla sędziego, który musi podjąć decyzję na temat tego, co jej sprawiedliwe. Podejmuje tę decyzję, trzymając się ram – jednak ram wymagających szerokiej oceny społecznej i węższej własnej oceny zgodnej z poczuciem  sprawiedliwości. Czyli ram nakreślonych tylko ołóweczkiem – i słusznie - przez ustawodawcę.
Sprawiedliwość to jedna z czterech (moim zdaniem jest ich cztery) ról sędziego (pozostałe trzy; rola władzy, rola służby i rola fachowca). I tak powinno być. Jest tylko jedno „ale”, które ubiorę w formę pytania. Rozważenie przesłanek wskazanych w cytowanych przepisach, wymaga przemyślenia, poczytania, zbadania nie tylko siebie i własnego poczucia sprawiedliwości, ale skonfrontowania go także ze społecznym widzeniem sprawiedliwości. Czy sędzia ma na to czas?
 
Czy sędzia w ramach obecnej organizacji wymiaru sprawiedliwości, ma czas być sprawiedliwy?
Przeprowadzam wywiady z sędziami. I myślę, że znam odpowiedź na postawione pytanie. Podzielę się nią w jednym z następnych postów.




[1] Powyższa historia pochodzi z książki Michaela J. Sandela „Sprawiedliwość. Jak postępować słusznie”, Kurhaus, Warszawa 2013 r.
[2] Michael J. Sandel, „Sprawiedliwość. Jak postępować słusznie”, Kurhaus, Warszawa 2013 r., s. 13
[3] Ibidem s. 15
[4] Ibidem s. 15
[5] Art. 58 § 2 k.c. Nieważna jest czynność prawna sprzeczna z zasadami współżycia społecznego.
 
Art. 82 k.c. Nieważne jest oświadczenie woli złożone przez osobę, która z jakichkolwiek powodów znajdowała się w stanie wyłączającym świadome albo swobodne powzięcie decyzji i wyrażenie woli. Dotyczy to w szczególności choroby psychicznej, niedorozwoju umysłowego albo innego, chociażby nawet przemijającego, zaburzenia czynności psychicznych.informacje o jednostce
orzeczenia sądówtezy z piśmiennictwakomentarzemonografiewzory i zestawieniaorzeczenia sądówtezy z piśmiennictwakomentarzemonografiewzory i zestawieni 
Art. 84 § 1 k.c. W razie błędu co do treści czynności prawnej można uchylić się od skutków prawnych swego oświadczenia woli. Jeżeli jednak oświadczenie woli było złożone innej osobie, uchylenie się od jego skutków prawnych dopuszczalne jest tylko wtedy, gdy błąd został wywołany przez tę osobę, chociażby bez jej winy, albo gdy wiedziała ona o błędzie lub mogła z łatwością błąd zauważyć; ograniczenie to nie dotyczy czynności prawnej nieodpłatnej.
§ 2. Można powoływać się tylko na błąd uzasadniający przypuszczenie, że gdyby składający oświadczenie woli nie działał pod wpływem błędu i oceniał sprawę rozsądnie, nie złożyłby oświadczenia tej treści (błąd istotny).
informacje o jednostce
orzeczenia sądóorzeczenia administracjtezy z piśmiennictwakomentarzemonografiewzory i zestawieniao jednostceorzeczenia sądówtezy z piśmiennictwakomentarzemonografArt. 86 § 1 k.c. Jeżeli błąd wywołała druga strona podstępnie, uchylenie się od skutków prawnych oświadczenia woli złożonego pod wpływem błędu może nastąpić także wtedy, gdy błąd nie był istotny, jak również wtedy, gdy nie dotyczył treści czynności prawnej.
§ 2. Podstęp osoby trzeciej jest jednoznaczny z podstępem strony, jeżeli ta o podstępie wiedziała i nie zawiadomiła o nim drugiej strony albo jeżeli czynność prawna była nieodpłatna.
informacje o jednostce
orzeczenia sądówtezy z piśmiennictwakomentarzemonografie Art. 87 k.c. Kto złożył oświadczenie woli pod wpływem bezprawnej groźby drugiej strony lub osoby trzeciej, ten może uchylić się od skutków prawnych swego oświadczenia, jeżeli z okoliczności wynika, że mógł się obawiać, iż jemu samemu lub innej osobie grozi poważne niebezpieczeństwo osobiste lub majątkowe.
tezy z piśmiennictwakomentarzemonografiewzory i zestawienia Art. 484 § 1 k.c. W razie niewykonania lub nienależytego wykonania zobowiązania kara umowna należy się wierzycielowi w zastrzeżonej na ten wypadek wysokości bez względu na wysokość poniesionej szkody. Żądanie odszkodowania przenoszącego wysokość zastrzeżonej kary nie jest dopuszczalne, chyba że strony inaczej postanowiły.
§ 2. Jeżeli zobowiązanie zostało w znacznej części wykonane, dłużnik może żądać zmniejszenia kary umownej; to samo dotyczy wypadku, gdy kara umowna jest rażąco wygórowana.
 
Art. 44 Pr. aut. W razie rażącej dysproporcji między wynagrodzeniem twórcy a korzyściami nabywcy autorskich praw majątkowych lub licencjobiorcy, twórca może żądać stosownego podwyższenia wynagrodzenia przez sąd.
 
Art. 3851. § 1 k.c. Postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nieuzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy (niedozwolone postanowienia umowne). Nie dotyczy to postanowień określających główne świadczenia stron, w tym cenę lub wynagrodzenie, jeżeli zostały sformułowane w sposób jednoznaczny.