wtorek, 24 września 2013

Moja droga (cz 2)


Kontynuując poprzedni post:

Podam kolejne dwa przykłady: jeden z praktyki prawniczej, drugi spoza prawa:

1. Zajmując się prawem nieruchomościowym, w tym budowlanym i kontraktami na roboty budowlane, prace projektowe itp., spotykam się niekiedy z prawnikami, którzy obsługują w/w kontrakty, nie znając się na materii kontraktu, czyli specyfice budowlanki, projektowania itp. Skutek jest taki, że np. omawiają umowę, a przy załącznikach, mówią że „nie będą tego omawiać, bo to są technikalia, na których się nie znają”. No i często na tym polega problem, że się nie łączy wiedzy prawniczej z wiedzą dotyczącą specyfiki obsługiwanej branży. Takie jest moje stanowisko.

2. Tymochowicz wspomniał w swojej książce „Biblia skuteczności” o tym, że studiując na wydziale fizyki napisał pracę pt. „Rewolucje w fizyce i ich zwiastowanie w Leśmianowskim świecie wyobraźni”. Opiera się m.in. na spostrzeżeniu: „Leśmian, jak mało kto dotyka rzeczy fundamentalnych, o których tak naprawdę nie mógł mieć pojęcia. Robi np. takie semantyczne zabawy – las zmienia na czas i pisze, że dziewczyna biegła czasem, a nie lasem. Genialny pomysł utożsamienia osi czasu z osią przestrzeni, na jaki wpadł dopiero dziesięć lat później Albert Einstein”. Tymochowicz tłumaczy: Moją pracą (cytowana wyżej) zainteresowało się wielu fizyków, m.in. profesor Grzegorz Białkowski, wybitny fizyk teoretyk, kontynuator szkoły Leopolda Infelda w Polsce, także fizyka teoretyka, ale i poety jednocześnie. (…) Profesor Białkowski pierwszy zaszczepił we mnie pogląd, że nie do końca da się zrozumieć fizykę teoretyczną i formalizm matematyczny fizyki teoretycznej, jeśli nie powiążemy tego z czymś bardziej humanistycznym. W jego pojęciu to była poezja, a w moim bardziej do tego nadawała się psychologia”.

Podsumowując, drogą zaskakującego połączenia rzeczy znanych, można dojść do niezwykłych wyników. Temat pracy, w drodze takich właśnie, stopniowo go modyfikujących spostrzeżeń, osiągnął obecny kształt.

Moja droga (cz 1)


Często, w różnych okolicznościach, pada pytanie o temat mojej rozprawy. Temat:
„Kompetencja sędziego do podejmowania decyzji jako warunek skuteczności wymiaru sprawiedliwości w sprawach cywilnych”.
Jestem cywilistką, z doktoratem z Katedry Prawa Cywilnego na UJ. Dlatego niektórzy pytają: „No ale to jest chyba praca z KPC i prawa konstytucyjnego, a nie z prawa cywilnego materialnego?” albo nawet: „A czy to będzie o prawie?”. Wyjaśniam: Zgadza się. To będzie z KPC i prawa konstytucyjnego, prawa ustroju sądów powszechnych. Także w pewnym zakresie z teorii prawa. I nie odchodzę od prawa materialnego, tam gdzie chodzi klauzule generalne i wykładnię. Korzystam z badań psychologicznych z zakresu teorii decyzji, w tym osiągnięć Gary’ego Kleina i Daniela Kahnemana oraz z prakseologii, w ujęciu Tadeusza Kotarbińskiego. Praca ma charakter interdyscyplinarnym, a kryterium doboru dyscyplin i ich części jest temat. Wymaga on podejścia „w poprzek” dyscyplin prawnych, a biorąc pod uwagę powyższe, także dyscyplin naukowych poza nauką prawa. Kryterium tej drogi poprzecznej jest perspektywa narzucona przez temat. To daje zupełnie nowe efekty i inne spojrzenie na prawo. Mam dobre doświadczenia z przechodzenia w poprzek dyscyplin. Przykładowo zajmuję się prawem nieruchomości, co oznacza de facto prawo cywilne, procedurę cywilną, prawo administracyjne i procedurę administracyjną, a miejscami także prawo karne (zwłaszcza pozakodeksowe) i wykroczeń, lecz i odniesień do nauk „technicznych”. Takie podejście potwierdza się na różnych polach. Przykładowo, sędziowie podkreślają walory uczenia się (zwłaszcza sędziów in spe, ale także innych prawników), nie osobno prawa materialnego i procedury, ale łącząc to w bloki: prawo materialne dotyczące nieruchomości wraz z przepisami proceduralnymi dotyczącymi zasiedzenia, egzekucji z nieruchomości itp. Łącznie niepołączonego przynosi często niezwykle efekty.

poniedziałek, 23 września 2013

R o z j e m c z a n i e



„Zachęcać, kiedy nie należy zmuszać, prowadzić, kiedy nie należy rozkazywać, jest to najwyższa zręczność”.

Montesquieu, „Myśli”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1987 r., s. 94

 
Konstytucja nic nie wspomina o funkcji rozjemczej sędziego. Dopiero kodeks postępowania cywilnego przewiduje przepisy wskazujące na taką funkcję. W  sprawach, w których zawarcie ugody jest dopuszczalne, sąd powinien w każdym stanie postępowania dążyć do ich ugodowego załatwienia. Przewodniczący powinien we właściwej chwili skłaniać strony do pojednania, zwłaszcza na pierwszym posiedzeniu, po wstępnym wyjaśnieniu stanowiska stron. (art. 10 i 223 k.p.c.)[i]

Jednocześnie wprowadzono do kodeksu regulację dotyczącą mediacji. Wynika to z różnicy między materią, którą zajmuje się sędzia, z założenia i mediator. Mediator nie stara się ustalić, kto ma rację, a kto nie. Stara się raczej dotrzeć do sedna sporu, a sednem są interesy każdej ze stron – innymi słowy ich potrzeby, niepokoje, pragnienia, lęki i aspiracje.[ii] Sędzia natomiast z założenia zajmuje się faktami i ich interpretacją, natomiast z różnych względów jest mu trudno sięgać do motywacji zachowań stron. „Decyzje sądowe dotyczą przeszłości. (…) Retrospektywność, a nie prospektywność procesu (…) nie stwarza warunków do zawarcia ugody”.[iii] Wydaje się, że badanie motywacji sięgało by nieco poza zakres zadań sędziego. Jednak należy się dobrze zastanowić nad wnioskami płynącymi z umieszczenia art. 10 w k.p.c.  Ma on niezwykle istotne znaczenie dla oceny funkcji sędziego. Inaczej dochodzi się do celu polegającym na „wydaniu wyroku w sprawie”,  a inaczej do celu w postaci eliminacji przyczyn konfliktu na przyszłość”.

Pierwszym argumentem, który może przekonać strony, jest pokazanie, jak będzie przebiegał proces decydowania. Wyrok może się znacznie różnić od rozwiązania kompromisowego, jakiego oczekiwałyby niekiedy strony. Niedopuszczalne jest, aby pomyślana czy wyczuwana ugoda między stronami, stała się bezpośrednio wyrokiem, jeśli nie istnieją ku temu przesłanki prawne. Przeczuwane akceptowalne obustronne rozwiązanie, nie może stać się orzeczeniem, jeśli nie pokrywa się z oceną prawną, dokonywaną w sytuacji całkowitego konfliktu.

Drugi argument może się wyłonić z nakreślenia różnic, między podjęciem decyzji przez sędziego, a ugodą. Jedną z zasadniczych różnic jest to, że przy ugodzie strony zachowują kontrolę, a w przypadku wyroku obie muszą ulec rozstrzygnięciu nawet wtedy, gdyby nie zadowalał żadnej z nich.

Trzeci argument, to bilans zysków i strat. Przekonywanie do ugody jest obowiązkiem o tyle kontrowersyjnym, że opiera się na wiedzy z zakresu psychologii. Teoria perspektyw opisująca podejmowanie, w warunkach ryzyka, decyzji w stosunku do rozwiązań alternatywnych tj. rozwiązań, których skutków nie można być pewnym, ale znane jest ich prawdopodobieństwo,[iv] wskazuje na ciekawą właściwość ludzkiego sposobu postępowania. „Badania wykazały, że ludzie są o wiele bardziej wrażliwi na stratę niż na zysk – aż do tego stopnia, że chętnie angażują się w zachowania bardzo ryzykowne po to, aby uniknąć straty”.[v] Poproszono badanych o wyobrażenie sobie, że są naukowcami mającymi walczyć z epidemią, która ma zabić 600 osób. Były dwa ujęcia dwóch możliwych programów. Według pierwszego ujęcia program A był taki, że 200 ludzi zostanie ocalonych i program B był taki, że prawdopodobieństwo że 600 osób zostanie ocalonych jest równe 1:3, a prawdopodobieństwo, że nikt nie ocaleje wynosi 2:3. W drugim ujęciu program A był taki, że 400 osób zginie, a program B był taki, że prawdopodobieństwo, że nikt nie zginie jest 1:3, a że zginie 600 osób wynosi 2:3. Przy pierwszym ujęciu 72 % wybrało program A. Przy drugim ujęciu 28 % wybrało program A. Wszystko zależało od ujęcia, mimo że skuteczność programu A była w obu ujęciach jednakowa, podobnie jak skuteczność programu B. Łatwo sprawdzić to odpowiadając na pytanie: czy wolałbyś dostać 5 % rabatu czy uniknąć pięcioprocentowej dopłaty?[vi]

Sędziowie wspominają o tym, że często trudno o ugodę, bo jeśli strony nie dogadały się przed procesem, to stawienie się przed sądem ich do tego nie zmobilizuje: przeciwnie. Jednak tu działa pewien mechanizm psychologiczny. Sędzia ma argument w postaci powagi urzędu i przy nim strony powściągają się w podejściu awanturniczym, tak samo jak w obecności obcej osoby kłótnia cichnie lub zostaje zakończona.[vii] Sędziowie wykorzystują intuicyjnie, nie tylko do nakłaniania do ugody, ale także do zaprowadzenia porządku na Sali, gdy emocje biorą gorę, archetyp „trzeciej strony.”. Jego działanie najłatwiej przedstawić na przykładzie:

„Herman Engel wyszedł kiedyś na spacer z żoną w południowej części Manhattanu Kiedy przechodzili przez ulicę, rozpędzony samochód zatrzymał się gwałtownie, omijając ich zaledwie o centymetry. Przestraszony i rozgniewany Herman uderzył pięścią w maskę samochodu. Rozwścieczony młodzieniec, który kierował pojazdem, wysiadł krzycząc: „Dlaczego uderzyłeś w mój samochód”. Engel odkrzyknął w odpowiedzi: „Omal nie zabiłeś mnie i mojej żony!”. Zebrał się tłumek gapiów. Engel był biały, kierowca czarny i nagle cała sytuacja nabrała rasowych podtekstów. (…) Nagle Engel zauważył za swoimi plecami starczego czarnoskórego mężczyznę. Jego ręka skierowana dłonią w dół poruszała się z wolna w gorę i w dół, jakby człowiek ten chciał zasugerować młodemu kierowcy: „Dobrze już, uspokój się”. Młodzieniec wyraźnie toczył wewnętrzną walkę, by się opanować. Nagle wrócił do swojego samochodu, wsiadł i odjechał. (…) Interweniował ktoś z zewnątrz. (…) Nie znał żadnej ze stron, a jednak potrafił komunikować się w sposób budzący szacunek. (…) Ten człowiek był archetypową <trzecią stroną>”.[viii]

Sędziowie podkreślają, że jednym z warunków akceptacji wyroku jest, obok przekonania o słuszności czy jasnego uzasadnienia, wysłuchanie stron. Niekiedy chodzi o wysłuchanie ponad ściśle ramy zdefiniowanego w pismach stron konfliktu. Ten sam mechanizm sprzyja ugodzie. William K. Ury wskazuje na metodę Buszmenów, którą obserwował. Mianowicie, „kiedy pojawia się poważny problem, zasiadają wspólne wszyscy mężczyźni i kobiety i rozmawiają, rozmawiają, rozmawiają. Każda osoba ma możliwość wypowiedzenia swojego zdania. Ta otwarta, obejmująca wszystkich dyskusja może trwać całe dni, aż spór zostanie, dosłownie, przegadany. Członkowie społeczności intensywnie pracują, ustalając, jakie społeczne zasady łamano raz co należy zrobić, by przywrócić harmonię. Kgotla – jak nazywają taką dyskusję – pełni rolę sądu,  tą różnicą, że brak jest (…) wyroku sędziowskiego. Decyzje podejmowane są na zasadzie powszechnej zgody. W przeciwieństwie do typowego postępowania sądowego, w którym jedna strona wygrywa, a druga przegrywa, celem dyskusji jest stabilne rozwiązanie, które jest akceptowane zarówno przez uczestników sporu jak i społeczność. Konsensus dotyczący odpowiedniego rozwiązania wyłania się stopniowo, w miarę rozwoju dyskusji. (…) Nikomu nie wolno odejść, aż problem zostanie rozwiązany. Ludzie Pojdą za kimś, kto odejdzie przed załagodzeniem sporu i doprowadzą go z powrotem.

Na ogół ludzie nie gniewają się długo, więc i tak nie odchodzą”.[ix]

Nie ma potrzeby zmieniać treści art. 10 k.p.c., ale, choć może to zabrzmi paradoksalnie, trzeba nadać temu przepisowi treść. Nie wszystko, co ma być realizacją przepisu, musi być zawarte w jego treści. Dlatego istnieje wsparcie w postaci orzecznictwa i doktryny. W przypadku tego przepisu trzeba innego elementu wypełniania przepisu treścią: włączenia odpowiednich treści do edukacji, a właściwie sędziowskiego „szkolenia ustawicznego”. Komentarze do art. 10 k.p.c ograniczają się do stwierdzenia, że ugoda jest dobra, wskazania innych przepisów kodeksu postępowania cywilnego gdzie mowa o jej dopuszczalności bądź niedopuszczalności i o przepisie kodeksu cywilnego określającego warunki ugody (art. 917 k.c.).[x] Nie tłumaczy się, co oznacza ugoda i jaki sposób jej prowadzenia jest elementem treści art. 10 k.p.c. A być może to spowodowałoby zwiększenie ilości ugód zawieranych przed sądem, wpływając jednocześnie na autorytety sędziów i skuteczność wymiaru sprawiedliwości.




[i] W tej sprawie, jak i w szeregu innych, dotyczących pracy sędziów, przewija się jeden motyw: „Nieracjonalne jest oczekiwanie, że sędzia, którego celem jest stwierdzenie naruszenia lub braku naruszenia przepisów prawa, obarczony wieloma obowiązkami natury pomocniczej wobec działalności jurysdykcyjnej, motywowany do rozstrzygnięcia jak największej liczby spraw w jak najkrótszym czasie, będzie dążył do polubownego rozwiązania sporu lub dbał o rozwiązanie satysfakcjonujące strony w jak największym stopniu”. (por. A. Jakubiak-Mirończuk, „Negocjacje dla prawników. Prawo cywilne”, LEX 2010).
[ii] William L. Ury, „Dochodząc do zgody”, Taszów 2006 r., s. 209
[iii] Aneta Łazarska, „Rola sądu we współczesnym procesie cywilnym”, „Przegląd sądowy” 2011 r., nr 4 s. 26
[iv] Kahneman i Tverski otrzymali w 2002 r. Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii za pracę nad teorią perspektyw.
[v] Adrian Furnham, „50 teorii psychologii, które powinieneś znać”, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010 r., s 159
[vi] Por. Adrian Furnham, „50 teorii psychologii, które powinieneś znać”, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010 r., s 160
[vii] Choć sędziwie zwracają uwagę na fakt, że nie zawsze i że stronom, a nawet profesjonalnym pełnomocnikom puszczają nerwy
[viii] William L. Ury, „Dochodząc do…” op.cit.  s. 31-32
[ix] William L. Ury, „Dochodząc do…” op. cit. s. 33. Autor przedstawia w swojej książce jeszcze inne przykłady plemion, które rozwiązują konflikty w ten lub podobny sposób. Podaje m.in. przykład plemienia Semai, które, uchodząc za najbardziej pokojową grupę na Ziemi, mieszkają w głębi lasów deszczowych w Malezji, kiedy pojawia się konflikt, usilnie starają się uniknąć stawania po którejś stronie, zwłaszcza, gdy w sporze biorą udział ich krewni, czy przyjaciele. Nie uważają za właściwe opowiadania się po czyjejś stronie lecz nakłanianie krewnych aby polubownie rozwiązali spór. Podkreśla, że na pytanie, „po której jesteś stronie” odpowiedzieli by „Jesteśmy po trzeciej stronie” (por. s. 34-36)
[x] por. np. Tadeusz Ereciński, Jacek Gudowski, Maria Jędrzejewska, „komentarz do kodeksu postępowania cywilnego”. Część pierwsza, Postępowanie rozpoznawcze, wydanie 4 s. 86 – 87;

piątek, 20 września 2013

Jaką rolę gra sędzia?


Jaką rolę odgrywa sędzia w wymiarze sprawiedliwości?
Czy jest władzą czy usługodawcą?
Rozjemcą czy nauczycielem?
Autorytetem czy kontrolerem?

Niektórzy sędziowie się peszą, kiedy pytam, czy sędzia jest władzą. Chyba w pierwszej chwili traktują to pytanie trochę jak próbę oskarżenia o pychę. Jednak po chwili zastanowienia przywołują w głowie Konstytucję i przyznają, jeszcze trochę niechętnie, powoli sobie uświadamiając, że to prawda, że tak, są władzą. Tą trzecią. Mają nie tylko prawo, ale i obowiązek tak się widzieć.

Określenie „usługodawca” także traktują z rezerwą. Potwierdzają ostrożnie, że tak, że są usługodawcami, ale że „ trzeba właściwie rozumieć to słowo w odniesieniu do sędziego”. Chodzi  to, że jest „sługą ludzi” lecz nie działa na ich zamówienie. Służy im, wymierzając sprawiedliwość, co nie oznacza zadośćuczynienia życzeniom ludzi – co jest cechą usługi, ale nie cechą służby.

Pytanie o rozjemców i nauczycieli nie powoduje wpadania w popłoch ani nawet dyskomfortu. Powoduje głębokie zastanowienie. Tak, sądzą, że są rozjemcami. Tam, gdzie ugoda jest dopuszczalna, zgodnie z kodeksem, powinni dążyć, na każdym etapie sprawy do jej ugodowego załatwienia. To niebagatelny obowiązek, bo jakże trudno jest godzić, gdy zaraz ma się sądzić. Godzić, nie dając najmniejszych powodów do przeświadczenia stron, że się którejś z nich sprzyja.

Taki obowiązek godzenia, którego nie da się ująć w żadne ramy, wymaga od sędziego ciągłego wyczulenia na ugodowe momenty, na emocje stron, przez cały czas trwania sprawy, stale na marginesie „zwykłego” prowadzenia postępowania.

Pytam sędziów, kiedy widzą takie momenty. Ktoś mówi: zaobserwowałem, że prze świętami Bożego Narodzenia i przed Wielkanocą. Wtedy ludzi są mięksi, łatwiej ich nakłonić do ugody. A przedsiębiorców, pokazując elementy ekonomiczne: koszt i czas. Choć są i takie sprawy, gdzie ludzie tak sobie nadepnęli na odcisk, poszły w ruch takie emocje, że najwyższej można opanowywać iskrzenie na sali, nic więcej.

A czy sędzia jest nauczycielem? Niekiedy lekko przymusowym (Kodeks postępowania cywilnego w art. 5, 130 (1), 206 § 2, 210 § 2(1), 212 § 2, 327), a niekiedy z powołania, jeśli widzi, że to potrzebne, a nie kwalifikuje się jako „pomaganie” jednej ze stron. Ci z powołaniem, mogą się spełnić przy uzasadnianiu ustnym orzeczenia. Wtedy mogą już wszystko powiedzieć. I jest to dla nich ważne, ponieważ kiedy są dobrymi nauczycielami, to nawet te strony, które przegrały, szanują orzeczenie i ufają mu, wychodząc z przeświadczeniem, ze widocznie tak musiało być i może nie do końca mieli rację.

Rola nauczyciela wtedy niepostrzeżenie zmienia się rolę autorytetu. I jeśli sędziowie wskazują na autorytet, jako rolę sędziego, to także podkreślają, że chodzi właśnie o to, by obie strony wychodziły z sali jeśli nie zadowolone, to przynajmniej przekonane, że orzeczenie jest słuszne i należycie uzasadnione, choć nie po ich myśli.

Czy sędzia jest kontrolerem? Poniekąd tak, bo podejmuje w dużej mierze specyficzne decyzje: o przeszłości. To są decyzje na temat tego, czy to, co się stało, wywołało rzeczywiście takie skutki, jak sobie wyobrażają strony lub jedna z nich. W ten sposób sędzia, decydując, kontroluje wieź przeszłych faktów, z dzisiejszymi.

Wychodzi na to, że sędzia jest:

i władzą i usługodawcą (choć nie działa według zamówienia Klientów).

i rozjemcą (mniej lub bardziej czułym na „momenty zgody”) i nauczycielem.

i autorytetem (jeśli potrafi) i kontrolerem.

 
Czy może którymś z nich wcale nie jest?