Niezawisłość sędziego cywilisty w kontekście
stabilności prawa
„Wyroki powinny
być stałe, tak aby zawsze były jedynie ścisłym brzmieniem ustawy (…), a
sędziowie są jedynie ustami, które wygłaszają brzmienie praw; nieożywione
istoty, które nie mogą złagodzić ani ich siły ani surowości, (…) a z trzech
władz władza sądowa jest poniekąd żadna”.
Monteskiusz, „O duchu praw”
To
monteskiuszowie ujęcie jest już nieaktualne. Sędzia podlega wyłącznie
Konstytucji i ustawom,[1] jednak między Konstytucją i ustawą, a wyrokiem,
stoi ocena.
Gdyby nie to, trudno było by w ogóle uznać sądownictwo za władzę.
Teza 1:
Możliwość dokonania
oceny jest gwarantowana przez niezawisłość.
Teza 2:
Jednolitość
orzecznictwa ma wpływ na stabilność prawa.
Pytanie:
Jak zapewnić
jednolitość orzecznictwa niezawisłych sędziów?
Zanim odpowiem na to pytanie, muszę postawić dwa
inne:
Co może stać na przeszkodzie
jednolitości orzecznictwa?
Co oznacza niezawisłość?
Co może stać na przeszkodzie jednolitości orzecznictwa?
Po pierwsze błędy orzekających.
Po drugie rozbieżności uzasadnialnych ocen.[2]
Błędy oznaczają wynik niewiedzy lub nierzetelności
w stosowaniu prawa.
Rozbieżności uzasadnialnych
ocen są natomiast normalnym wynikiem procesu podejmowania decyzji.
Popełnianie błędów nie mieści się w niezawisłości,
ponieważ jest wynikiem braku fachowości albo „wypadku przy pracy”.
Natomiast rozbieżności uzasadnialnych ocen są
naturalnym elementem systemu i dokonywanie rozbieżnych ocen mieści się w
niezawisłości.
Co
oznacza niezawisłość?
Istnieją dwie (strony) niezawisłości: zewnętrzna i wewnętrzna.
Moim zdaniem niezawisłość można rozpatrywać jako
„wolność od…” oraz „wolność do…”.
W obszarze wolności „od” mieści się:
wolność od wszelkich nacisków i wpływów
wolność od własnych preferencji
wolność od emocji - w pewnym zakresie
wolność od ignorancji (niewiedzy)
Natomiast w obszarze wolności „do” mieści się
szczególna otwartość intelektualna sędziego.
Wolność od
wszelkich nacisków i wpływów
Istnieje różnica między „naciskiem”, a „wpływem”.
Nacisk wiąże się z działaniami stron, uczestników postępowania, mediów, opinii
publicznej, innych władz i przedstawicieli tej samej władzy - sądowniczej.
Jednak działania tych wszystkich sił nie muszą i najczęściej zapewne nie
przejawiają się w tym, że ktoś wchodzi do gabinetu sędziego i próbuje mu
wręczyć łapówkę lub dzwoni do sędziego z sugestią, jaki wyrok powinien zapaść w
sprawie. Takie naciski są łatwe do zidentyfikowania, a wskutek tego łatwiejsze
do uniknięcia. Trudniejsze do zidentyfikowania i oparcia się im, są „pułapki
wpływu”, niebezpośrednie i najczęściej uwarunkowane psychologicznie.
Wpływ, na przykład mediów, na sędziego, może
przejawiać się w tym, że zmęczony czy mniej czujny sędzia zaczyna przyglądać
się argumentom powtarzanym przez media, zanim sformułuje i przyjrzy się
własnym.
Wolność od własnych preferencji
„Sędzia
powinien unikać woluntarystatycznych orzeczeń tj. opierających się tylko
na własnym zdaniu, bez liczenia się z różnymi uwarunkowaniami”.[3]
Co to oznacza w praktyce? Oznacza to, że „sędziowie podlegają także wpływom
określonej kultury prawnej oraz przyjmowanym w ich środowisku społecznym
sposobom wartościowania i te dopiero elementy brane łącznie określają, jak
rozumianej „ustawie” sędzia w swym orzekaniu podlega”.[4]
Nasuwa się pytanie, jak ma się zachować sędzia,
kiedy społeczeństwo jest podzielone w jakiejś kwestii. Czy jego rolą jest
poszukiwanie kompromisu, poddanie się woli większości czy dokonanie własnej
oceny, z oderwaniem się od ocen społecznych? W takim przypadku konieczna jest
zgoda na powierzenie sędziemu dokonywania tej oceny, ponieważ nie istnieje
powszechność ocen i nie jest możliwa absolutna obiektywizacja ocen.[5]
Możliwa jest jedynie próba zbliżenia się do obiektywnego modelu.[6]
Na pytanie, w jakim zakresie sędzia może sobie
pozwolić na „luksus własnego zdania”, trzeba odpowiedzieć, że: „Chodzi (…) o
to, aby poglądy sędziów nie wpływały na orzeczniczą działalność (…) choć (…) w
tzw. trudnych sprawach sędzia może dokonywać wyboru pomiędzy określonymi
wartościami (…) czynić to jednak powinien w sposób zobiektywizowany poprzez
odwołanie się do obowiązującego porządku konstytucyjnego lub sytuacji
społecznej i w określonej procedurze”.[7]
Jednym z elementów sądzenia jest aksjologia.
„Kwintesencję tego stanowi (…) stara anegdota prawnicza, opowiadająca o tym,
jak pewien sędzia, rozpatrując skargę na kobietę, która dolewała wodę do mleka,
czyli je fałszowała, wymierzył jej najniższy możliwy wyrok, ale mieszczący się
w widełkach kary. Pytany, dlaczego tak łagodnie ocenił ten czyn, stwierdził: bo
sąd lubi chudy ser. To takie ludzkie zachowanie, ale w przypadku sędziego
potrzebne jest w tej dziedzinie pewne wyczucie, zachowanie proporcji, a nie
kierowanie się tylko upodobaniem”.[8]
Czy nie prowadzi to do ewentualnej niezgodności ze
sobą? Nie, „każdy zawód ma (…) coś z
zewnętrznej konieczności i wymaga poświęcenia się zadaniom, których nie wybiera
się pod kątem osobistego celu. (…) To zaś oznacza, że przezwycięża się to, co
obce, przedstawiane przez zawód jako szczególność, którą się jest, a owo coś
obcego zawód czyni w pełni własnym. A więc oddanie się ogólności zawodu wymaga
zarazem tego, by umieć się ograniczyć”, to znaczy uczynić swój zawód całkowicie
własną sprawą. Wówczas nie ogranicza on człowieka”.[9]
Wolność od woluntaryzmu i własnych preferencji,
dotyczy, w pewnym sensie, obiektywizmu, bez wykluczenia wierności subiektywizmowi w zakresie doświadczenia i
sumienia. Podkreślam, że chodzi to o „obiektywizm, w pewnym sensie”.
Obiektywizm. który wynika z w ł a s n e g o p r
z e k o n a n i a o tym, że coś jest
obiektywne, a jednocześnie separuje się od w ł a s n y c h p o g l ą d ó w na różne kwestie.
Wolność od
emocji
Można mówić, w kontekście decydowania, o wolności
od emocji tylko w pewnym zakresie. Wynika to stąd, że badania z dziedziny
psychologii wydają się wskazywać, że uszkodzenie ośrodka w mózgu,
odpowiedzialnego za emocje, uniemożliwia podejmowanie decyzji.[10]
Dlatego nie można en bloc wyłączać
udziału emocji w procesie podejmowania decyzji. Chodzi raczej o wyłączenie
emocji, które odpowiadają za uleganie wrażeniom i powierzchownym osądom lub
zakłócają stabilność zachowania. Innymi słowy emocje umożliwiają podejmowanie
decyzji, jednak nie oznacza to, że mogą być, w przypadku sędziego, motorem
przyszłych decyzji.
W tym miejscu chcę odnieść się do kontrowersyjnego
zagadnienia, jakim jest rutyna. Słowo to jest używane w pejoratywnym znaczeniu,
ale w świetle oczekiwanej konieczności nieemocjonowania się przez sędziego
warto się przyjrzeć, na czym polega i czemu służy rutyna. Skorzystam z pewnej
analogii. Otóż w szachach, mimo, iż jest niezliczona ilość kombinacji ruchów,
można rozpoznać pewne schematy ustawienia bierek (figur) na szachownicy.
Szachista, aby grać sprawnie, myśli tymi schematami, podejmując decyzję, jaki
ruch wykonać w konkretnej, rozgrywanej partii. Podobnie jest z sędziami: Myślą
instytucjami prawnymi, jak szachiści schematami szachowymi, co nie przeszkadza
im skupić się na aktualnie rozstrzyganej sprawie, jako wymagającej wzięcia pod
uwagę konkretnych, indywidualnych okoliczności.
Rutyna kojarzy się pejoratywnie, ponieważ kojarzy
się z automatyzmem w działania, a to z kolei z brakiem indywidualnego
podejścia. Nikt nie chce być traktowany jako jeden z wielu „przypadków”. Jednak
profesjonalizm w dużej mierze opiera się na rutynie wynikającej z
doświadczenia. Indywidualne podejście i empatia kojarzą się „przyjemnie” jednak
nikt rozsądny nie odpowie twierdząco na pytanie, czy chciałby być operowany
przez rozemocjonowanego chirurga. Woli takiego z chłodną głową i pewną ręką,
będącymi wynikiem pewnej rutyny.
Wolność od
ignorancji i niewiedzy
Najpewniejszym oparciem dla niezawisłości jest
profesjonalizm, głęboka wiedza, bogate doświadczenie życiowe i zawodowe oraz
wysoki poziom kompetencji. W tym miejscu wolność od ignorancji łączy się z
drugim obszarem niezawisłości, który określiłam wolnością „do…”.
Umiejętność stosowania przepisów do konkretnych
przypadków, wymaga nie tylko wiedzy prawniczej, ale także wiedzy z dziedziny,
której dotyczącą fakty danej sprawy. Oczywiście sędzia, który orzeka w szerokim spektrum spraw, nie może specjalizować się w każdej dziedzinie wiedzy i życia, których dotyczy wydawane orzeczenie. Jednak musi zrozumieć materię, do której stosować będzie prawo. W takiej specyficznej sytuacji zawodowej konieczna jest otwartość nie tyle na wiedzę, co na dowiadywanie się. Można to określić mianem dociekliwości.
Obserwując sale sądowe widzę, że są sędziowie, którzy,
korzystając z tego, że mają na sali architekta, lekarkę czy przedszkolankę,
dążą do tego, aby się dowiedzieć więcej o materii, w której ci są fachowcami.[12]
Drugim istotnym elementem metody prawnika, w tym sędziego, jest otwrtość na kwestionowanie własnej
wiedzy. Ten drugi element metody jest konieczny, ponieważ człowiek nie zawsze
„wie, że nie wie”, lub że jego przekonania są błędne. Na
falsyfikowanie twierdzeń składa się w szczególności poszukiwanie
informacji. „Okoliczność, że sędzia ma
wiadomości z danej dziedziny, nie zwalnia sądu od przeprowadzenia dowodu z
opinii biegłego (…) pozbawiałby (…) w ten sposób strony możliwości stawiania
pytań i krytyki określonego poglądu. Własne wiadomości specjalne mogą tylko
sądowi ułatwić ocenę opinii biegłego”.[13] Z
drugiej strony „sąd nie jest związany opinią biegłego i powinien ją ocenić na
równi z innymi środkami dowodowymi w ramach swobodnej oceny dowodów.
Bezkrytyczne przyjęcie opinii biegłego prowadziłoby do możliwości
rozstrzygnięcia sprawy przez biegłego, a nie przez sąd”.[14] Wiedza
własna sędziego pozwala mu oceniać opinie biegłych.
Niezawisłość,
jako wolność „do…”
Drugi obszar niezawisłości to obszar wolności „do” - do samodzielnego myślenia, do profesjonalizmu w procesie
decydowania, do wewnętrznej integralności i do odwagi cywilnej. Sędzia musi być
otwarty intelektualnie.[15]
„Niezawisłość jest świadomym wyborem zdania się na własny indywidualny,
intelektualny wysiłek ustalania stanu faktycznego, znalezienia adekwatnego
przepisu prawa, dokonania jego wykładni z uwzględnieniem wszystkich możliwych
wariantów interpretacyjnych, odkodowania normy prawnej z uwzględnieniem nie
tylko określonej treści przepisu, ale także założonej aksjologii”.[16]
A kto będzie
pilnował strażników? – relacja niezawisłości do kontroli
„Sed quis
custodiet et Ipsos custodes”[19] - „a kto ma dozorować tych, którzy dozorują”,
„a kto pilnować będzie strażników”. Tymi słowami można zilustrować dylemat: jak
znaleźć równowagę między niezawisłością sędziów, a odpowiedzialnością za wymiar
sprawiedliwości?
Z jednej strony, musi istnieć forma kontroli, nie
narażająca na szwank niezawisłości, a z drugiej strony ta kontrola musi się
kiedyś, w jakimś miejscu i momencie, zakończyć, prawomocnym orzeczeniem. Temu
służy kontrola judykacyjna i dodatkowa kontrola Sądu Najwyższego, w postaci
orzeczenia będącego wynikiem skargi kasacyjnej.
„Wieloinstancyjność sądów nie jest więc instytucją
nadzorującą, powołaną w obawie przed nieuczciwością i niesumiennością sędziów.
Istotą jej jest raczej wspomaganie niezwykle trudnego działania, jakim jest
sprawiedliwe wprowadzanie prawa w życie”.[20]
Jak sami sędziowie odczytują kontrolę judykacyjną,
w kontekście niezawisłości? Mówią tak:
„Nie ma sprawy,
co do której wyroku nie byłbym pewny. To nie znaczy, że one nie są zmieniane,
nieraz uchylane, ale każda sprawa jest wynikiem mojego dogłębnego przemyślenia”.[21]
„Czasem
ogłaszam wyrok i widzę w ludziach poczucie krzywdy. Trzeba się z tym zmierzyć.
Bo nie wiem, czy to wynika stąd, że tak wierzyli w swoje racje, czy też dałam
wiarę zeznaniom, która miała sprawniejszego pełnomocnika. Albo była bardziej
zapobiegliwa i umiała zabezpieczyć na jakimś etapie swoje interesy, zrobiła
dokumentacja, a oni liczyli na dobrą wolę, której nie było. Mam potem taką
nadzieję, że złożą apelację, może skład trzyosobowy się pochyli bardziej
doświadczony i czegoś się doszuka. Wciąż się zastanawiam, może dlatego, że
orzekam nie tak długo, bo inni mówią, że już się nie zastanawiają”.[25]
„Wiem, że robię rzeczy ważne dla ludzi. Bo
chociażby procesik był śmieszny, w bardzo drobnych sprawach, to przecież
ludzie, którzy tu przychodzą, nie uznają ich za małę i śmieszne, bo by sobie
nie robili tej fatygi i występowania do sądu. Uważam, że robię coś naprawdę
wyjątkowego. I to mi towarzyszy zawsze. I to wysokie poczucie
odpowiedzialności. Poczucie – nie chciałabym być źle zrozumiana – w dużym
cudzysłowiu „władzy”. Nie władzy, że robię, co chcę, ale że rozstrzygam, że
decyduję. Nie czuję przywileju władzy, ale ciężar władzy. To nie są czynności
od-do. To jest dla mnie bardzo ważne”.[26]
Jakie wnioski można wyciągnąć z tych wypowiedzi?
Nie ulega wątpliwości, że sędziowie nie traktują
kontroli judykacyjnej „osobiście”, jako personalnej ingerencji w pracę orzeczniczą konkretnego sędziego, ale
jako narzędzie systemowe, służące korekcie orzeczenia. Nie traktują uchylonego
orzeczenia jako krytyki ich jako osoby czy jako ataku na ich pogląd, lecz jako
wyrażenie oceny sprawy i dokonanie ewentualnie innej, także uzasadnianej,
oceny, z którą nie muszą się godzić. Wynika to ze specyfiki spraw, w których
odmienność ocen jest normą, a nie wyjątkiem – spraw cywilnych. Niekiedy wręcz
mają poczucie ulgi, że sprawa zostanie sprawdzona, choć jednocześnie nie
zwalniają się z odpowiedzialności za nią, wiedząc, że orzeczenie nie musi być
zaskarżone, więc moment korekty może nie nadejść. Mają wysokie poczucie
odpowiedzialności za swój wyrok.
Wierność orzecznictwu
Z art. 178 ust. 1 Konstytucji RP oraz art. 60
u.p.u.s.p. wynika, że sędzia ma być wierny Konstytucji, ustawie i sumieniu.
Rozważając relację między niezawisłością sędziego w orzekaniu, a stabilnością
prawa w postaci jednolitości orzecznictwa, warto postawić pytanie o to, czy
sędzia powinien być wierny także orzecznictwu.
Z jednej strony korzystanie z orzecznictwa mieści
się w tym warunku niezawisłości, jakim jest wiedza wynikająca z oczytania i
studiowania („wolność od ignorancji”, „wolność do otwartości intelektualnej i
dociekliwości”). Z drugiej strony awans sędziowski zależy m.in. od skuteczności
orzekania, rozumianej jako utrzymywanie się orzeczeń w ramach nadzoru
instancyjnego. W literaturze zauważa się, że „skutkiem takiego mechanizmu jest
funkcjonowanie swoiście pojętego <prawa precedensowego>, tym bardziej
wątpliwego, że obecne środki techniczne dają możliwość korzystania z obszernego
orzecznictwa wątpliwej jakości choćby z tego powodu, że jest ono na ten użytek
w różny sposób selekcjonowane”.[27]
Wyjaśniłam wcześniej, że nadzór judykacyjny nie
może być traktowany jako nacisk czy wpływ zagrażający niezawisłości, ponieważ
jest jedynie mechanizmem samokontrolującego się systemu. W przypadku jednak
konsekwentnych uchyleń „siła perswazji” wydaje się być bardziej bezpośrednia:
„Zdarza się,
że coś stale robię, ale sądu apelacyjnego nie mogę przekonać. Też w końcu
zmieniam praktykę”.[28]
Jednak nie można jej demonizować, ponieważ, jak
mówi ten sam sędzia:
„…A czasami
sam dochodzę do wniosku, że to była zła praktyka, choć orzeczenia utrzymywały
się w apelacji”.[29]
Podobnie:
„Musimy
kłaść nacisk na sumienność w analizowaniu sprawy, nie patrząc na wynik – w
sensie akceptacji przez organ wyżej instancji”.[30]
Poza tym trudno uznać za „wpływ”, w sensie
naruszenia niezawisłości, sytuację, w której sędzia, w trakcie zapoznawania się
z orzecznictwem, zmienia swoją decyzję wobec konsekwentnego orzecznictwa Sądu
Najwyższego.
Warto zwrócić uwagę na to, z jakiego sądu pochodzi
to orzecznictwo: rejonowego, okręgowego, apelacyjnego czy Sądu Najwyższego.
Istnieje bowiem różnica ról tych sądów. O ile orzecznictwo sądu rejonowego,
okręgowego czy apelacyjnego może być inspiracją, o tyle orzecznictwo Sądu
Najwyższego, z uwagi na szczególną rolę tego Sądu w sprawowaniu wymiaru
sprawiedliwości (zapewnianie jednolitości orzecznictwa), może być czymś więcej:
punktem odniesienia.[31]
Akty stosowania prawa charakteryzuje rozproszenie orzekania w podobnych
sprawach, jednak właśnie Sąd Najwyższy, w ramach roli gwaranta jednolitości
prawa, ma temu zapobiegać do pewnego stopnia. „Przy wszystkich luzach wyboru
decyzji, jakie ustawa pozostawiać może sędziemu (…) pewna jednolitość
orzecznictwa jest warunkiem nieodzownym należytego funkcjonowania społeczeństwa
i stąd stanowi ona co najmniej instrumentalną wartość, która w jakiejś mierze
może równoważyć wypadki rozstrzygnięć w pełni zgodnych ze stosowanym prawem,
ale rozstrzygnięć, które w danym wypadku uznajemy za niesłuszne”.[32]
W odwoływaniu się do orzecznictwa należy – podobnie
jak przy stosowaniu prawa w ogóle – zachować pewien standard. Pojęcie standardu, w kontekście stosowania prawa,
charakteryzuje Ewa Łętowska, mówiąc, że „standard to pojęcie, które odnosi się
do wzorca zachowania. (…) System prawa składa się zarówno z przepisów, jak i
ukształtowanego standardu”.[33]
Tłumaczy, że „może być na przykład prawo, które ma bardzo piękne potencjalne
możliwości, ale na skutek powtarzalnej, źle ukształtowanej praktyki, standard
ochrony przyznawanej przez to prawo jest znacznie niższe niż to, co w tym
prawie tkwi”.[34]
Odwoływanie się do orzecznictwa też może odbywać się w różnym – niskim lub
wysokim – standardzie. Sędzia wskazuje tu na wpływ środków informatycznych na
proces decyzyjny i jego przebieg:
„Publikowanie orzeczeń może być ryzykowne – w
jaki sposób sędziowie z nich korzystają? Proces myślowy może być powierzchowny,
może dojść do kopiowania orzeczeń. Portale orzeczeń mogą służyć do wielu
rzeczom: oportunizm, lenistwo, koniunkturalizm, sprawdzanie swojego sposobu
myślenia, bez odwzorowywania. (…) Do ujednolicania orzecznictwa jest Sąd Najwyższy.
Pytanie prawne, a nie inne orzeczenie. Nie precedens, ale prawo stanowione”.[35]
Zadałam sędziom pytanie o to, czy porównują
rozstrzygane sprawy z innymi, wcześniej prowadzonymi. Odpowiadając na to
pytanie, odnieśli się zarówno do korzystania z doświadczenia ze swoimi
sprawami, jak i do korzystania z orzecznictwa innych sądów:
„Trzeba
trzymać się orzecznictwa, ponieważ chodzi o pewność strony i pełnomocników.
Niedobrze, jak jeden skład sędziowski orzeka tak, a drugi inaczej. Przykładowo,
kilka osób złożyło pozew, uzyskało korzystny wyrok i oddalono apelację ich
oponenta. Pozostali, będący w podobnej sytuacji, poszli za ich przykładem i sąd
rejonowy orzekł tak samo, jak poprzednio, ale apelacja nie podzieliła tego
stanowiska, więc ta druga grupa ludzi odeszła z kwitkiem i jeszcze poniosła
koszty. Nie może być tak, że jeden skład orzeka w taki sposób, a drugi inaczej,
w tych samych okolicznościach. Dlatego staram się iść za orzecznictwem Sądu
Najwyższego, no, chyba, że to się tak kłóci z moim poczuciem sprawiedliwości, że
się nie da”.[36]
„Jak się raz
podejmie decyzję, to później już z reguły nie ma ani czasu ani chęci na ponowną
refleksję. Naprawdę musi być dobry pełnomocnik, który zmusi sędziego do
ponownej refleksji nad problemem, o którym sędzia już kiedyś myślał”.[38]
„Zapomina
się o załatwionej sprawie, ale pamięta się doświadczenie. Bez sięgania do
wcześniejszych spraw”.[39]
„Pod
względem stanu prawnego porównuje się. Pamięta się orzeczenia Sąd Najwyższego
lub własne. Pamięta się, jakie elementy stanu faktycznego potrzeba wyłuskać dla
potrzeb orzeczenia, które wiem, że będzie miało w tej sprawie zastosowanie”.[40]
„Przykładowo,
skąd się bierze kwoty zadośćuczynienia? To są już wypracowane w orzecznictwie
SN kryteria, które się bierze pod uwagę przy zasądzaniu zadośćuczynienia: w
pierwszej kolejności stopień i trwałość doznanego uszczerbku na zdrowiu, zakres
uszkodzeń ciała, zakres cierpień o charakterze fizycznym, psychicznym,
długotrwałość, intensywność, proces rehabilitacji, zmiany czy konsekwencje
uszkodzeń i zmiany w życiu takiego człowieka, dotychczasowy tryb życia, wiek
poszkodowanego. Tych kryteriów jest masa, które trzeba wziąć pod uwagę, z tym
iż wychodzę z założenia, że to zadośćuczynienie powinno stanowić taką
odczuwalną wartość, ono nie może być symboliczne. Innymi słowy jeśli ktoś
domaga się zadośćuczynienia i te okoliczności, które zostaną ustalone co do
zasady dają podstawę do zasądzenia, to nie widzę powodu, żeby jakoś tam to
miarkować, zmniejszać, chyba, że ktoś ewidentnie nie doznał w istocie żadnej
krzywdy, a próbuje się tą metodą wzbogacić. Tu znowu rola sądu II instancji
jest bardzo ograniczona, dlatego, że sąd okręgowy może zmienić wysokość
zadośćuczynienia tylko wtedy, kiedy jest rażąco niskie lub rażąco wysokie. To
jest kompetencja sądu pierwszej instancji, co do zasady”.[43]
„Myśli się:
ja bym to zrobił inaczej i zastanawiam się, czy w związku z tym nie uwzględnić
apelacji. Pewnie, że stykamy się tutaj z takimi sprawami, z jakimi mieliśmy do
czynienia przed sądem pierwszej instancji. To w jakiś sposób rzutuje, to jest
nasze doświadczenie, to jest nasza metodyka pracy. To, że się jest w sądzie II instancji
nie znaczy, że człowiek nie ma jakichś poglądów, czy nie rozpoznawał w I
instancji podobnych spraw. Wręcz przeciwnie. Pewnie, że się człowiek do tego
odwołuje. (…) To, że przechodzimy do II instancji, (…) to jest jakaś
kontynuacja”.[44]
Jednocześnie od dobrego standardu odbiega sytuacja,
w której sędzia nie korzysta z orzecznictwa, ponieważ nie ma czasu go
studiować:[45]
„Z
warsztatem polegającym na znajomości doktryny i orzecznictwa, bywa różnie. Taka
sytuacja, że siadam, czytam całość orzeczeń, sprawdzam, czy coś ciekawego,
nowego się nie pojawiło, że mogę poczytać komentarz – to jak problem jest
bardzo poważny. To odosobnione sytuacje. Dopóki problem nie jest poważny, to do
orzecznictwa nie ma czasu sięgać. Patrzę na przepis, i jest tak i tak – to orzekam
tak i tak”.[46]
Ten sam sędzia dodaje jednak:
„Jeśli
strona powołuje się na sensowne argumenty i to ma ręce i nogi, to nie jest
możliwe, żebym ja, nawet przy tym natłoku spraw, nie przeczytała wszystkiego,
co mi się uda znaleźć na ten temat. Poza tym orzecznictwo SN jest przecież
przełamywane. I zdarzają się orzeczenia w jedną i drugą stronę. Na szczęście SN
zbiera się w sobie i wydaje uchwałę podsumowującą”.[47]
Cytowane wypowiedzi świadczą o tym, że, po pierwsze
sędziowie widzą sens w trzymaniu się orzecznictwa, zwłaszcza Sądu Najwyższego,
jednak do granic, w ramach których ich osobiste i wewnętrzne przekonanie im na
to pozwala.
Po drugie pamiętają nie tyle poszczególne sprawy,
co raczej swoje doświadczenie z danym zagadnieniem prawnym i swoje podejście do
określonej kwestii prawnej. Przyznają, że trudno następnie zmienić to
podejście, jeśli strony nie zaprezentują mocnej argumentacji na nowe podejście.
Jednocześnie pamiętają o tym, że o zastosowaniu konkretnego rozwiązania,
decydują ostatecznie fakty danej sprawy.
Stosunek sędziów do orzecznictwa innych sądów,
można oddać słowami malarzy, którzy określają swój stosunek do malarstwa innych
malarzy:
Gdy mowa o opieraniu się na orzecznictwie innych
sądów, jako inspiracji, można zacytować słowa Henry’ego Matissa: „Moją sztukę
zawdzięczam wszystkim malarzom”;[48]
Kiedy mowa o docenieniu cudzego orzecznictwa, przy
zachowaniu jednak swojej odrębności, można to także oddać słowami Henry’ego
Matissa: „Gdybym nie malował tak, jak maluję, malowałbym jak Picasso”.[49]
Natomiast kiedy mowa o krytycznym podejściu, w
eleganckiej lecz wymownej formie, można użyć słów Picassa, gdy krytycznie
oceniał Braqu’a wywieszone na wystawie: „Dobrze powieszone”.[50]
Podsumowując, nie można stwierdzić, że sędzia
powinien być „wierny” orzecznictwu, natomiast należy stwierdzić, że powinien
wypracować standard korzystania z orzecznictwa, taki, aby korzystanie to
stanowiło sposób inspiracji, a nie używanie „gotowców”.
Badając relację między niezawisłością sędziego, a dążeniem
do jednolitości orzecznictwa, doszłam do wniosku, że niezawisłość składa się z różnych wolności. Wolność
„od” oznacza wolność od nacisków i wpływów, wolność od woluntaryzmu i
arbitralności, wolność od emocji i wolność od ignorancji. Wolność „do” oznacza
przede wszystkim wolność polegającą na otwartości intelektualnej,
przejawiającej się na różne sposoby. Granicę między niezawisłością, a kontrolą,
ilustruje słynne pytanie: „a kto pilnować będzie strażników”. Dylemat zakodowany
w tym zdaniu polega na tym, że z jednej strony trzeba dysponować instrumentami
pozwalającymi na uniknięcie błędów lub nie dających się pogodzić rozbieżności
ocen, a z drugiej na jakimś etapie trzeba wreszcie przestać kontrolować i
pozwolić oceniającemu dokonać oceny ostatecznej. A kontrola judykacyjna jest
elementem samokontroli systemu, i nie może być traktowana jako ingerowanie czy
moderowania działania orzeczniczego poszczególnych sędziów. A na pytanie o to, w jakim stopniu sędzia
powinien być „wierny orzecznictwu” – swojemu lub innych sądów, doszłam do
wniosku, że wierność orzecznictwu jest dla sędziów pewną wartością, związaną z
gwarantowaniem stronom stabilności wymiaru sprawiedliwości i jego
przewidywalności, jednak do granic, poza którymi czuli by, że orzekają wbrew
sobie. Wskazałam jednocześnie na problem istnienia pokusy traktowania
publikowanego orzecznictwa, jak „bryków”. Problem ten jest sygnalizowany przez
samych sędziów, którzy obawiają się wytworzenia się złego standardu korzystania
z orzecznictwa. Kluczowym pojęciem staje się „standard”, przez który należy
rozumieć pewne wzorce zachowania, które, obok przepisów, kształtują wymiar
sprawiedliwości.
[1] „Sędziowie w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i
podlegają tylko Konstytucji oraz ustawom”. Art. 178 ust. 1. Konstytucji RP.
[2]
Przez “uzasadnialne” oceny, rozumiem oceny niearbitralne, poparte argumentacją
wyrażoną w uzasadnieniu, dającą się zaakceptować w przyjętym systemie wartości
i punktów odniesienia.
[3]
K. Gonera, Niezależność i niezawisłość
sędziowska jako podstawa państwa prawa. Wewnętrzna (intelektualna) niezależność
sędziego [w:] Niezależność
sądownictwa i zawodów prawniczych jako fundamenty państwa prawa. Wyzwania
współczesności, (red. nauk.) T. Wardyński, M. Niziołek, s. 90
[4] Z.
Ziembiński O pojmowaniu sprawiedliwości,
Lublin 1992 r., s. 127-128
[5] Por. E. Rott-Pietrzyk, Klauzula generalna rozsądku w prawie prywatnym, Warszawa 2007, s. 291
i przypis 95
[6] Por. R.
Rott-Pietrzyk, op. cit. s. 291
[7] K.
Daniel, Normatywny i społeczny obraz
sędziego [w:] Sądy w opinii
społeczeństwa polskiego, (red.) M. Borucka – Arctowa, K. Pałecki, Kraków
2003 r. s. 123
[8] E. Łętowska
w rozmowie z Krzysztofem Sobczakiem, Rzeźbienie
państwa prawa 20 lat później, Warszawa 2012 r.,
[9] H. G.
Gadamer, Prawda i metoda, Warszawa
2013 r., s. 40
[10] Por.
m.in. badania opisane przez A. Damasio w książce „Błąd Kartezjusza”, Poznań
2002 r.
[11] Edouard
Manet, „Pędzlem i piórem”, (wyd
i rok), cytat nr 130
[12] Ma to dodatkowy wymiar – fachowiec rozprawiający o
swoim fachu rozluźnia się, zapomina o swojej roli świadka i w ten sposób staje
się bardziej wiarygodny. Sędziowie mogą mieć zastrzeżenie: nawet jeśli to pożyteczna
praktyka, to gdzie znaleźć na to czas? W szczególności, gdy wewnętrznym
zarządzeniem w wydziale musi być co najmniej 9 spraw na wokandzie. To
zagadnienie poruszę w artykule dotyczącym czas pracy sędziego.
[13] T.
Ereciński, J. Gudowski, J. Iwulski, op. cit. s. 553
[14]
T. Ereciński, J. Gudowski, J. Iwulski, op. cit., s. 554 i powołani przez niego:
J. Sehn, Dowód z opinii biegłych w
postępowaniu sądowym, „Nowe prawo” 1956, nr 3; W. Ossowski, Uwagi o korzystaniu z biegłych w sprawach
cywilnych, „Nowe prawo” 1960, nr 10; S. Włodyka, Zagadnienia dowodowe w nowym k.p.c., „Nowe prawo” 1966, nr 1; S.
Rejman Dowód z opinii biegłego w
postępowaniu cywilnym, Warszawa 1967, K. Jaegermann, S. Kłys, Rola biegłego w sądowym stosowaniu prawa,
„Nowe prawo” 1989, nr 11-12
[15] K.
Gonera, op. cit. s. 93 przypis 9
[16] K. Gonera, op. cit. s. 91
[17] K. Gonera, op. cit. s. 91
[18] K. Gonera, op. cit. s. 94
[19] Juwenalis, Satyry, VI, 347 (ok. 115 n.e.).
[20] M. Najda, T.
Romer, op. cit., s. 25
[21]
Wywiad 10, SSR (cytowane wypowiedzi sędziów pochodzą z wywiadów prowadzonych z nimi
w ramach projektu badawczego przeprowadzonego przez autorkę pt. „Kompetencja sędziego
do podejmowania decyzji jako warunek skuteczności wymiaru sprawiedliwości w sprawach
cywilnych”).
[22] Wywiad
1, SSO
[23] Wywiad
2, SSO
[24] Wywiad
9, SSR
[25] Wywiad
52, SSR
[26] Wywiad
64, SSR
[27]
Z. Czarnik, Prawotwórcza rola sądu a
dyskrecjonalność sędziowska, [w:] Dyskrecjonalna
władza sędziego, zagadnienia teorii i praktyki, (red.) M. Dębiński, R.
Pelewicz, T. Rakoczy, Tarnobrzeg 2012 r., http://tarnobrzeg.so.gov.pl/sites/default/files/Dyskrecjonalna%20władza%20sędziego%2C%20Tarnobrzeg%202012_0.pdf
[28] Wywiad
5, SSO.
[29] Wywiad
5, SSO.
[30] Wywiad
3, SSO.
[31] W
przypadku uchwał o mocy zasady prawnej to nawet musi być punktem odniesienia.
[32] Z.
Ziembiński „O pojmowaniu…”, op. cit., s. 128
[33] E.
Łętowska, op. cit., s. 12 i 13
[34] E.
Łętowska, op. cit., s. 12
[35] Wywiad
84, SSO.
[36] Wywiad
4, SSR.
[37] Wywiad
5, SSO
[38] Wywiad
5, SSO
[39] Wywiad
9, SSR.
[40] Wywiad
10, SSR.
[41] Wywiad
1, SSO
[42] Wywiad
1, SSO
[43] Wywiad
85, SSO
[44] Wywiad
85, SSO
[45]
Ilość pracy przypadająca na sędziego, czy to w sensie ilości spraw czy w sensie
ilości zadań wykonywanych w ramach „obsługi sprawy” odpowiada za obniżenie
standardu. Sędziowie wskazują w wywiadach, że chcieliby i czują, że powinni
poświęcić sprawom więcej czasu, jednak, wskutek ilości spraw lub rodzaju zadań,
jest to niemożliwe.
[46] Wywiad
4, SSR.
[47] Wywiad
4, SSR.
[48] Henri Matiss, ”Pędzlem...”, op.
cit., cytat nr 212
[49] Henri Matiss, ”Pędzlem...”, op.
cit., cytat nr 243
[50] Pablo
Picasso „oceniając” wystawione obrazy Braque’a, „Pędzlem…”, op. cit., cytat nr
40
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podpisz się nickiem, ktorego będziesz później stale używać - to ułatwia dyskusję.